- AMBER!!!- Wykrzyczał, a w ich kierunku zaczęła się zbliżać Amber! Tak,
ta sama, która kilka nocy temu odwiedziła Mulata, a jej kości nie
znaleziono! Ta sama! Szła do nich, a raczej unosiła się nad ziemią z
rękami wyciągniętymi przed siebie. Ten widok był okropny. Jej
kruczoczarne włosy bezwładnie opadały na jej białe jak cała reszta
ramiona. Włosy miała przetłuszczone, na co szybko uwagę zwróciła
Danielle, gdyż najważniejszy dla niej był wygląd, posklejane, zasłaniały
twarz, a jej przekrwione oczy gapiły się na nich. Usta były blade,
ledwo dostrzegane. Była w ciuchach tych, jakich ją pogrzebano. Nikt nie
wierzył własnym oczom, ale to była ona. Ona i mamrotała pod nosem
"Zniszczę was. Zabiję was. Już po was."
- Aaaaa!- Louis obudził się z krzykiem w nocy.- A więc to był tylko sen.- Wyszeptał, dysząc ciężko. Ponownie się położył. Sięgnął ręką do tyłu, aby móc pociągnąć w swoją stronę kołdrę. Jednak trafił na coś... A raczej na KOGOŚ... Z przerażeniem na twarzy popatrzył przez ramię, co dotykał.
- Śniłeś o mnie?- Odezwała się dziewczyna. Amber... Chciał krzyknąć lecz jego usta zatkała jej ręka. Dość realistyczna, zważając na to, iż Amber od ponad roku nie żyła. Lou zszedł do pozycji siedzącej, mocno wbijając się plecami w oparcie łóżka.- Och, mój Louisku, nie bój się. Jak nie będziesz się rzucał obiecuję, że nie zrobię Ci krzywdy.- Ściągnęła swoją rękę z jego twarzy.
- Cz... Cz...- Nie mógł nic powiedzieć. Nic nie chciało mu przejść przez gardło, żadne słowo.- Czego chcesz? Co... Co ja Ci zro... Zrobiłem?- Jąkał się.
- Och, a nie pamiętasz już, jak mnie rok temu zakopaliście?- Zrobiła smutne oczka.
- ...- Tomlinson nie odezwał się. Przyciągnął nogi do brody i uszczypnął się porządnie, mając nadzieję, że za chwile się obudzi. Ale to nie zadziałało. To się działo naprawdę. I to była prawda, że teraz przed nim siedzi dziewczyna, którą zabił...
- Ależ to już nie jest sen. To jest rzeczywistość, Louisie. Rzeczywistość, na którą sami sobie zapracowaliście. Ja chce jedynie zemsty. Zemsty za moją śmierć... A mogłam jeszcze żyć... Mogłam tyle przeżyć... Miałam marzenia, ambicje, plany na przyszłość... Nawet wiedziałam, do jakiej szkoły pójdę dalej, jaki chcę mieć zawód... Wszystko miałam jak najbardziej zaplanowane... Co do sekundy... A wy mi to wszystko zabraliście... Zniszczyliście to, na co pracowałam całe swoje, chociaż krótkie, życie. Ja wam tego tam łatwo nie daruję, o nie. Wy już popamiętacie Amber Colins. Ja nie odpuszczał tak łatwo. Ja w ogóle nie odpuszczam. Nie spocznę, dopóki nie poczujecie tego, co ja czułam... A teraz...- Dotknęła swoim długim, ostrym paznokciem skórę na ręce Louisa.- Teraz, gdy moja zemsta już się zaczęła, zacznę zbierać nowe, krwawe ofiary. Razem z moim podwładnym. Znacie go, spokojnie. On też niczego się nie boi. I to on was zabija, ale ja również czerpię z tego radość. Ach, taka już jestem...- Sięgnęła do kieszeni swojej czarnej kurtki, zlewającej się z otaczającym ich mrokiem. Jej twarz znowu była bardzo blada, a więc się przez to wyróżniała. Z kieszeni coś wyciągnęła, jednak Louis nie mógł dostrzec co. Zrozumiał dopiero wtedy, gdy to coś znalazło się przy jego szyi. Nóż. Ostry nóż.- Może się trochę pobawimy, co?- Spojrzała na Lou. W jego oczach widniało przerażenie. Amber zjechała nożem na jego klatkę piersiową, po czym wbija narzędzie. Zaledwie na ok. 1-2 mm, ale to i tak bolało, a rana zaczęła krwawić. Zaczęła jechać niżej, przez co szkody, jakie powodowała, stawały się coraz większe. Dojechała do pępka. Klata Tomlinsona była połączona z przed chwilą wymienioną częścią ciała, 'kanałem', a raczej raną o głębokości kilku milimetrów, a z niej sączyła się krew. Wszędzie było jej mnóstwo. Boo Bear zawył z bólu. Jednak pannę Colins tylko to podnieciło.- Kocham, jak ktoś cierpi. Szczególnie jak cierpi ktoś, kto sam mnie zabił. Wiesz, jakie to uczucie zabić kogoś? Ja wiem, i mogę Ci powiedzieć, że bardzo miłe. Czujesz się wtedy taki wolny...- I nagle zniknęła. Tak po prostu, rozpłynęła się. Zdezorientowany Louis rozejrzał się pytająco po pokoju. Ani śladu Amber. Niestety rana pozostała, a Lou stracił już dość sporo krwi. Szybko pobiegł do kuchni, wziął pierwszą lepszą ścierkę i próbował zatamować krwawienie, ale skutki były marne. Po wielu próbach udało mu się w końcu. Dał radę. Krew mu się nie lała, ale to, co to wywołało zostało. Sięgnął po telefon i spojrzał na wyświetlacz. Była 6:30, a dzień - wtorek. A więc dopiero dzisiaj pojadą do tego domu! To był jedynie sen! Ucieszył się, a sam do siebie się uśmiechnął. Postanowił zadzwonić do swojego znajomego Sydneya. Jest on od niego starszy i ukończył uczelnię medyczną, a też mieszka w Londynie, niedaleko.
- Halo?- Tommo w słuchawce usłyszał znajomy głos. Był zachrypnięty, jak zawsze, kiedy Syd się nie wyspał.
- Hej Syd, tu Tommo. Potrzebuję Twojej pomocy. Mógłbym do Ciebie wpaść?
- Ale tak teraz?
- Tak, potrzebuję natychmiastowej pomocy. Pamiętasz, że nadal masz u mnie dług?
- Tak, tak. Pamiętam. No dobrze, skoro tak...- Ziewnął.- A mogę chociaż wiedzieć, jaka to pomoc?
- Wytłumaczę Ci później.- I się rozłączył.
Po 30 minutach Tomlinson zjawił się przed drzwiami domu Sydneya Brazille. Kulturalnie zapukał, a drzwi po chwili otworzył gospodarz.
- Mogę wejść?- Zapytał głupio.
- No jasne, wchodź.- Syd odsunął się, otwierając szerzej drzwi i zapraszając do środka rannego, chociaż jeszcze nie wiedział o tym, iż jego gość jest poszkodowany.- A teraz opowiedz, co Cię do mnie sprowadza. Dawno tu nie zawitałeś.- I nasz bohater powiedział Syndeyowi, że niby się skaleczył, gdy próbował zrobić sałatkę.
- Wiesz, że Ci nie wierzę?- Spytał.
- Domyślałem się.
- A więc co się naprawdę stało?
- Wybacz, nie mogę Ci powiedzieć. Obiecałem.
- No dobra, pomogę Ci bez tego.
Oglądnął dokładnie dziurę na przodzie swojego gościa, po czym zaprowadził go do piwnicy. Tam znajdował się stół operacyjny. Normalni ludzie nie trzymaliby czegoś takiego w domu, ale Syd był inny. Jak dobrze, że miał szkołę lekarską ukończoną dyplomem, za sobą. Już samo to, iż zadawał się z Tomlinsonem było dziwne. A poza tym był bogaty i mógł sobie pozwolić na drogie sprzęty, na które większość nie stać. Ale nie przeprowadził się, ponieważ nie chciał opuszczać przyjaciół.
Podał mu środkiem nasenny, a potem zaczął operację. Zaszył starannie szkodę wyrządzoną przez Amber.
~*~
I jak? Już 10 rozdział <33 Mam do was kilka takich ode mnie notek:
1) Chciałabym przeprosić za wszystko XXX. Nie znam jej osobiście, ale pisze fajne opowiadanie, którego jestem fanką. Ostatnio ktoś naskoczył na nią, że niby ściąga od mojego bloga. To wcale nie jest prawdą. Ja zaczęłam pisać bloga, gdy przeczytałam króciutki opis, który mi nadesłała na innego bloga, a późniejsze sprawy z horrorów czy kryminałów, które oglądałam. Jednakże moje początki są prawie identyczne co do tych jej, jednak później akcja całkiem się zmienia. Mam nadzieję, że jest na mnie zła za to wszystko, bo ja naprawdę nie chciałam sprawić nikomu przykrości.
2) Ktoś ostatnio pisał, że jestem niby jakąś dziecinką, ponieważ jakiś komentarz usunęłam. ŻADNEGO WCZEŚNIEJ KOMENTARZA NIE USUWAŁAM! Ale usunęłam ten, gdzie ktoś mnie obrażał, bo nie będę tolerowała takiego zachowania. Nie usunęłabym przynajmniej, jakby ktoś pisał np.z konta Google, a nie anonima -,- Nie jestem psem i mam swoją dumę!
Aha i ktoś pisał, że ostatnie 2 rozdziały były nudne. Wiem o tym, jak na razie chciałam trochę od te akcji trochę odejść, spowolnić tępo, ale spokojnie. Już niedługo znowu pojawi się ich prześladowca oraz nowe postacie. Zacznie się robić naprawdę ciekawie.
Zapraszam na bloga dziewczyny, która niby kopiuje ode mnie bloga. TO NIE PRAWDA! Więc prosiłabym, aby nikt jej już nie obrażał. Wejdźcie i poczytajcie, uważam, że warto :D http://londyn-i-jego-historie.blogspot.com
już myślałam że się dzisiaj nie doczekam :)
OdpowiedzUsuńKurde ja tu się nastawiam na najgorsze a to tylko sen był. Biedny Louis tak Go urządziła wredota jedna :(
Pozdrawiam i czekam na następny choć już pewnie czytać nocą nie będę bo koniec ferii, ale trudno dam rade :)
Biedny Louis, ale dobrze ze go nie zabila :) Rozdzial cudowny. Czekam na nastepny :)x
OdpowiedzUsuń@its_gotta
geeeeeniaaaalne :D
OdpowiedzUsuńŚwietny, bosko piszesz! Dobrze, że mu ta pi*da nic poważnego nie zrobiła!
OdpowiedzUsuńEj no, weź uwolnij żywą Pezz! Niech ona nie umiera!
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :) ♥
@_Skarllex
super!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńkolejna ofiara musi byc pezz :D
OdpowiedzUsuń<3 kochaaaaam tegoo bloga!!!! Rozdział jak zwykle cudny *___* nie moge się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńWika dziękuje! Dziękuje bardzo, zachowałaś się bardzo honorowo. Wiedz, że ja również jestem fanką Twojego opowiadania. Może i nasze opowiadania zaczynają się tak samo, ale teraz każe z nich ewoluuje w inną stronę. Pisałam już, że Twoje bardziej przypomina horror, a moje thriller. Nie masz się o co martwić, nie mam do Ciebie żadnych pretensji, mam nadzieję, że kiedyś się zapoznamy np. przez gg i trochę porozmawiamy. Mam nadzieję, że jeszcze każda z nas zaskoczy swoich czytelników.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i pozdrawiam,
xxx.
Rozdział bardzo mi się podoba ;) Nie przejmuj się krytyką, szczególnie anonimów. Zawsze jest ktoś kto zazdrości. Czekam na kolejny rozdział i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńMatko ! Aż mi ciemno przed oczami... Dobrze że go nie zabiła! Rozdział taki jak zawsze, świetny!!! :)
OdpowiedzUsuńFajny fajny :D Ale błagam, niech ktoś umrze! xD
OdpowiedzUsuńsie zaraz zesram *-*
OdpowiedzUsuńMoje 1d ma zyc :D haa, rozdzial genialny jak zwykle. Czekam na nastepny, prosze o wieksza akcje! :*
OdpowiedzUsuńChyba ci ludzie sie nie znają ! JAk to nudne?! Te byly moim zdaniem najbardziej Stresujące xD a propo chyba masz pomyłkę:
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jest na mnie zła za to wszystko, bo ja naprawdę nie chciałam sprawić nikomu przykrości.
Masz nadzieje ze jest na cb zła? xd