czwartek, 28 lutego 2013

Fourteen

- Co si...?- Zayn też nie dokończył swojego zdania. Co ujrzeli? To proste. Ujrzeli Camilę.
Ale co ich zdziwiło, a jeszcze bardziej przeraziło w niej? To, że był martwa. Jej martwe ciało zwisało powieszone na haku, który przecinał jej szyję. Była obdarta ze skóry, krew rozlewała się wszędzie. Jednak jej głowa była uniesiona do góry. Patrzyła się na nich tymi swoimi przerażającymi zielonymi oczami. Jeszcze wczoraj żyła, a teraz... Teraz jest martwa. Tak samo jak Ella. No i nadal nie mają Perrie, a Malik powoli traci nadzieję.
Jej ciało było blade, wręcz białe, odziane było w białą, prostą sukienkę, teraz czerwoną, bo przesiąkniętą krwią, włosy, które opadają na jej ramiona miała przefarbowane na czarno, choć do wczoraj była blondynką, a za jej plecami, na białej ścianie był napis. Napisany krwią. Jej krwią.
"Strzeżcie się. Możecie być następni.
Amber."
I to ich zdziwiło. To nie było XYZ tylko Amber. Ta Amber, którą zabili i cały czas sobie o tym przypominają... Ta Amber, która teraz zabiła ich koleżankę... Ta Amber, która może teraz czychać na życie każdego z nich...
Na ich telefony przyszła wiadomość:
"Spokojnie, nie zapomniałem o was, a więc strzeżcie się, bo ja też czycham. Jakieś pomysły, kim jestem?
~Wyczuwam śmierć... Waszą śmierć... XYZ."


- O nie...- Wyjąkał Louis. Z resztą zawsze, gdy coś jest nie tak, on to mówi.
- Nie, możemy z nimi zostać! Nie możemy! A co jeśli nas też zabiją, a ja jestem jeszcze za młoda, żeby umierać!- Panikowała Rachel. Tori odwróciła głowę w jej stronę.
- Ogarnij się kobieto!- Krzyknęła Victoria.- Masz 32 lata, a więc powinnaś nas uspokajać i mówić, że wszystko będzie dobrze, a nie my Ciebie!
- Masz rację...- Zrobiła krok do tyłu. Uderzyła o coś. Odwróciła się.- Aaaaaaaa!- Zaczęła krzyczeć. O co uderzyła? Nie, tym razem to nie była kolejna ofiara. Uderzyła o ścianę. Co jest nie tak w ścianie, że zaczęła krzyczeć? Napis. Kolejny napis, którego jeszcze przed chwilą nie było...
"Mam dosyć Ciebie i Twoich wrzasków, Rachel. Niby taka odważna gwiazdka, a już dzieci są od Ciebie normalniejsze. Powtarzam, mam dość. I żeby nie ryzykować, sama Cię uciszę. Już niedługo... Strzeż się, czycham.
~Kto to? Wasz największy koszmar: Amber i XYZ."
Vici podeszła bliżej, stanęła obok aktorki i uścisnęła ją mocno.
- Wszystko będzie dobrze. Spokojnie, nie masz się czym martwić, jesteśmy z Tobą. Nic Ci się z nami nie stanie...- Próbowała ją uspokoić, jednak na marne. Bilson cała się trzęsła. Nie mogła się opanować. Z resztą, kto by się jej dziwił? Właśnie przeczytała to, co przeczytała.
- Wy również się strzeżcie. Wasz koniec jest blisko...- Rozległ się czyiś głos po całym domu. Wszystko niosło się echem. Ponownie się zaniepokoili. To nie były ich głosy. To nie oni to powiedzieli. To nie byli oni...
Na ich telefony przyszła wiadomość Znowu.
"Tak, to ja. Obserwuję was, a więc się strzeżcie. Skoro Perrie już nie mam potrzebuję nowej ofiary. A może nią być każdy z was. Ale spokojnie, nie macie się o co martwić, nie ma się co łudzić. Będziecie umierać długo i w męczarniach. To macie zapewnione.
~Nudzi mnie już ta cała 'zabawa' w kotka i myszkę. Czas, abym ponownie zapolował, YXZ."
- Musimy coś zrobić!- Powiedziała Victoria. Bo ona myśli, że to wszystko takie łatwe jest.
- Ale co?!- Rachel nadal nie mogła się uspokoić. Ręce jej całe drżały, chodziła nerwowo po pokoju, miała mętlik w głowie.- Co mamy począć?!
- Nie wiem... Ale coś wymyślimy...- Rozległ się dzwonek do drzwi. Nagle wszyscy ucichli, Bilson przystanęła. Nie spodziewali się gości. Niepewnie Harry zszedł na dół, a za nim jego dziewczyna - panna Paris. Otworzył drzwi, a przed nimi stała Ruda dziewczyna w okularach na nosie.
- Przepraszam, ale ja tutaj miałam wynajmować ten dom.- Zaczęła niepewnie, na co odezwała się Vici.
- Nie, to niemożliwe, ponieważ to my to wynajmujemy jeszcze z dzies... To znaczy z dziewięcioma osobami, a więc to jest niemożliwe. Kim pani w ogóle jest?
- Nazywam się Violanta Blue, rok temu ukończyłam szkołę, mam 19 lat. No i chce ten dom wynająć!- Dodała, akcentując ostatnie słowo.- Mam nawet ogłoszenie o tym!- Broniła się, otworzyła swoją torebkę i wyciągnęła z niej kolorową ulotkę. Miała rację.
- Niestety to już nieaktualne.- Wtrącił Hazza.
- Tylko ja zapłaciłam za to i się tutaj wprowadzę!- Rudowłosa stawiała na swoim. W tym samym momencie na telefon Victorii przyszła wiadomość.
"Przyjmijcie ją. Może wam się przydać. Wie więcej niż wam się zdaje. Pomoże wam, jeśli będzie chciała.
~Urozmajcenie zabawy zawsze jest ciekawsze, XYZ."
- Hazz, wpuść nową lokatorkę tego domu.- Powiedziała.
- CO?!- Styles nie mógł uwierzyć własnym uszom.- Bo?!
- Masz, przeczytaj.- Pokazała mu komórkę. Odczytał wiadomość, po czym odsunął się od drzwi.- Zapraszamy. Ale zanim się zdecydujesz, musisz o czymś wiedzieć...

~*~

Wiem, wiem, kolejny nowy bohater, ofiary nowej nie ma, ale ta Violanta (nie wiem czy takie imię istnieje, ale ok ;D) będzie mi do czegoś, a raczej moim bohaterom potrzebna. No, w każdym razie jeszcze zobaczycie. Rozdział krótki, jak zwykle. To, co na początku piszę pochyłą czcionką, to to, co było w poprzednim rozdziale. Jeśli nie chcecie, to nie musicie tego drugi raz czytać. I dzięki za trzcią nominację ;33 No i w kolejnym rozdziale dowiecie się, co się dzieje z Perrie. Nie możecie się doczekać? <3 Dodałam też "Obserujących", są pod "Archiwum bloga"
XOXO

środa, 27 lutego 2013

Thirteen

- Chcesz kawę?- Zapytała Victoria wchodzącą do kuchni, Abby. Wczoraj, po wieczornym smsie wszyscy poszli spać, ale nikomu nie udało się zasnąć szybko. No, prawie wszyscy, bo oczywiście Camila udała się do pokoju Stylesa. Było od początku wiadomo, że jej się podoba, nawet przez sam sposób, jak na niego patrzyła. Ale gdy zastała go w pokoju z Victorią, całujących się, wybiegła z łzami w oczach. To było dziwne, ale nie przejęli się tym. Później Tori poszła do siebie. Na dodatek na strychu przez całą noc się coś tłukło! A wiatru nie było.
- No, jasne. Możesz zrobić.- Odpowiedziała Abbs.
- Czarna? Biała?
- Biała.
- Z cukrem?
- Dwie łyżeczki poproszę.
- Zawsze jesteś taka kulturalna czy nie chcesz na do siebie zniechęcić?- Zapytała z uśmiechem Tori.
- Szczerze? Raczej to drugie.- Odwzajemniła uśmiech czerwonowłosa.
- Jaki przedtem miałaś kolor włosów?
- Czarne. Były ładne, ale czerwony mnie bardziej kręci.
- Fajnie w nich wyglądasz, dobrze sobie kolor dobrałaś.
- Ach, dziękuję. No wiesz, ma się ten talent.- Włożyła rękę pod włosy, koło karku, podrzuciła je i się zaśmiała, co oczywiście Vici odwzajemniła.- Ale nie komplementuj mnie tak, bo aż się zarumienię!- Zachichotała.
- Twoje policzka będą takie jak Twoje włosy? Muszę Cię więcej komplementować.- Uśmiechnęła się promiennie.
- Zawsze jesteś taka wesoła?- Zapytała, w jej głosie było słychać niedowierzanie.
- "Prawdziwym talentem jest znaleźć powód do uśmiechu nawet, gdy wszystko się wali." Postępuję według tej reguły, bo zawsze chociaż jest źle, w końcu będzie lepiej. Najpierw trzeba upaść, aby później wstać i iść dalej.- Powiedziała.- Zawsze jest powód do uśmiechu. Niestety często ukryty w naszym wnętrzu i nie wszyscy go znajdują...
- Piękne słowa... Nie myślałaś, aby zostać pisarką?
- Szczerze? Tak, ale to odpada, bo nie jestem pewna, czy zaakceptowaliby to, co bym napisała...- Victoria ukazała szereg swoich pięknych, białych ząbków.- No, ale bez skojarzeń. Po prostu lubię stawiać rzeczy w prawdziwym świetle, mówić prawdę. I taką też książkę bym napisała, ale właśnie to mogłoby być takie odrzucające.
- Ja chętnie bym coś takiego przeczytała.- Zapewniła Moore.
- Halo, halo. Pogawędki? Beze mnie? Jak śmiecie! Bo się obrażę!- Zaśmiała się Drea. Radosne są te istoty z tego domu.
- Oj, przepraszamy, następnym razem się opamiętamy.- Abbs podeszła do niej, przytuliła ją i pociągnęła za rękę w stronę lodówki.- Chodź, zrobimy śniadanie.
- Tylko co...?- Zastanawiała się głośno Hamilton.
- Może kanapki?- Wtrąciła Danielle, która właśnie wkroczyła do kuchni.
- Hej.
- No siemka. Co tam porabiacie?
- Przyrządzamy coś dla was do jedzenia.- Powiedziała panna D.
- Dobra, Vici chodź, idziemy chłopaków obudzić.
- Z chęcią!- Krzyknęła, wstała i popędziła w kierunku schodów prowadzących na górę. Oczywiście pierwszą jej ofiarą padł Harry.
Podeszła bliżej do łóżka, położyła się na nim i zaczęła mruczeć Hazzie do ucha. On tylko co chwilę machał ręką, jakby chciał odgonić muchę.
- Mraaaaaaaaaaaaaał, kocie, czas wstawać.- Po chwili wyszeptała. Nagle coś piętro niżej mocno uderzyło o ziemię. Sądząc po odgłosie, to jakiś garnek albo patelnia, ale raczej to drugie.- No, Hazziątko, wstajemy... Nowy dzień już jest... Słonko wyszło...- To stawało się już trochę nudne. W końcu zaczęła go budzić na wszelakie sposoby-słodko szeptała, mówiła, krzyczała, szarpała, skakała po nim, nawet zrzuciła go z łóżka, a on nadal nic. Jedynie słodko sobie pochrapywał. W końcu obeszła łóżko dookoła, przez co znalazła się przy nim, położyła się obok niego i zaczęło go leciutko całować. W zasadzie lekko muskała swoimi ustami jego czoło, potem nosem i usta. "Nareszcie!" Pomyślała, gdy w końcu otworzył swoje duże, kocie, zielone oczy i uśmiechając się na jej widok, ukazał swoje słodkie dołeczki.- Długo trzeba Cię budzić.
- Trzeba było zacząć od tego.- Teraz to on pocałował Victorię.

- Bardzo dobre śniadanie, naprawdę.- Powiedział Niall, biorąc dokładkę.
- Ej, ludzie, gdzie jest Camila?- Zapytała Rachel.
-  Nie wiem, pójdę po nią.- Zaproponowała Vici, wstała i poszła, a Styles udał się za nią.
- Puk, puk.- Rozległo się pukanie Tori o drzwi pokoju Blondynki.
- Halo? Camila? Jesteś tam? Zejdziesz na śniadanie?- Nie przestawała pukać.
- Wchodzę.- Powiedziała po kilku minutach prób.- Cam...?- Nie dokończyła. Przeraziła się. Zaczęła krzyczeć. Po chwili przybiegła reszta.
- Co si...?- Zayn też nie dokończył swojego zdania. Co ujrzeli? To proste. Ujrzeli Camilę.
Ale co ich zdziwiło, a jeszcze bardziej przeraziło w niej? To, że był martwa. Jej martwe ciało zwisało powieszone na haku, który przecinał jej szyję. Była obdarta ze skóry. Pozostała ona jedynie na kawałku ramion, palcach u rąk oraz stopach. Krew rozlewała się wszędzie. Jednak jej głowa była uniesiona do góry. Patrzyła się na nich tymi swoimi przerażającymi zielonymi oczami. Jeszcze wczoraj żyła, a teraz... Teraz jest martwa. Tak samo jak Ella. No i nadal nie mają Perrie, a Malik powoli traci nadzieję.
Jej ciało, przynajmniej to, które pozostało, było blade, wręcz białe, odziane było w białą, prostą sukienkę, teraz czerwoną, bo przesiąkniętą krwią, włosy, które opadają na jej ramiona miała przefarbowane na czarno, choć do wczoraj była blondynką, a za jej plecami, na białej ścianie był napis. Napisany krwią. Jej krwią.
"Strzeżcie się. Możecie być następni.
Amber."
I to ich zdziwiło. To nie było XYZ tylko Amber. Ta Amber, którą zabili i cały czas sobie o tym przypominają... Ta Amber, która teraz zabiła ich koleżankę... Ta Amber, która może teraz czychać na życie każdego z nich...
Na ich telefony przyszła wiadomość:
"Spokojnie, nie zapomniałem o was, a więc strzeżcie się, bo ja też czycham. Jakieś pomysły, kim jestem?
~Wyczuwam śmierć... Waszą śmierć... XYZ."

~*~

Trzynasty rozdział. 13 - pechowa liczba, wierzycie w to? Ja nie, dla mnie jest szczęśliwa :D Prosiliście o morderstwo, no i jest :D Camila nie żyje, a Abmer wkracza do akcji, jednak XYZ nie zamierza ustępować. Wcześniej nikogo nie zabijałam, bo teraz tak trochę trudno mi się z moimi bohaterami rozstawać, przyzwyczaiłam się do nich. Będzie mi ich brakowało. Jak widzę z ankiety wolicie, aby Pezz przeżyła. Szkoda... Nie, że jej nie lubię czy coś, ale miałam kilka fajnych pomysłów, jak ją zabić. Wiem, brutalna jestem, za dużo seriali kryminalnych i horrorów xD Chcecie zobaczyć, jak wyglądają nowi bohaterzy? Wszystko w zakładce "Bohaterzy". Są już dodani <333
Pytaliście się mnie, ile przewiduje rozdziałów. Nie wiem, szczerze mówiąc, ale chciałabym ich jak najwięcej <33 Wiecie, że już 15 osób chce być informowanym o nowych rozdziałach?! Kocham was, moje miśki kochane ;33
Pa, Wika ;33

wtorek, 26 lutego 2013

Twelve

- Halo?! Jest to ktoś?!- Krzyknął Niall.
- Tak, to nawet zmarłego obudzisz.- Oburzył się Malik.
- Cicho.- Uciszył go. Mulat jedynie spiorunował go wzrokiem, po czym go spuścił.
- Halo?- Zapytał kto nieśmiało.
- Jest tutaj ktoś?- Dodała druga osoba. Wszyscy się zaniepokoili. To nie były ich głosy. Ktoś był w tym domu... Schody zaskrzypiały. Jakaś osoba po nich schodziła. O ile to w ogóle była jakakolwiek osoba...


- Halo? Kto tu jest?- Odezwała się Victoria. Reszta jedynie stała nieruchomo, wpatrując się na schody. W bezruchu. Bez słowa. Schody tylko skrzypiały, co wzbudzało dreszcze na ciele Danielle.
"Tylko bądź silna. Tylko bądź silna. Pamiętaj czego Cię uczyli. Pamiętaj, czego Cię uczyli. No, dawaj, Victorio, rusz się." Powtarzała sobie w myślach. Głęboko westchnęła. Nadal ktoś schodził do nich. Na dół. Vici wzięła jeszcze jeden mocny oddech, po czym wyszła na spotkanie temu, czego ona i jej towarzysze się bali.- Kim jeste...?- Uniosła wzrok i urwała.- Ty... Ty... Ty... To znaczy wy jesteście ludźmi!- Dwie dziewczyny popatrzyły po sobie, uznając już na samym początku Vici za wariatkę.
- No co Ty nie powiesz.- Blondyna spiorunowała ją wzrokiem.
- Hej, jestem Abby. Abby Moore.- Dziewczyna w czerwonych włosach zeszła i podała dziewczynie, która się przed chwilą wygłupiła, rękę. Ona zaś ją uścisnęła.
- A ja Victoria Paris.- Dodała.
- Tori... Fajnie.- Uśmiechnęła się Abby.
- W zasadzie nikt jeszcze tak do mnie nie mówił...
- W końcu zawsze musi być ten pierwszy raz!- Na pierwszy rzut oka dziewczyna ubrana na czarno z krwisto-czerwonymi włosami wydawała mało sympatyczna, ale okazało się inaczej.
- No w zasadzie... Czemu nie!
- No, a więc od dzisiaj jesteś Tori. A wracając, to może przedstawię Ci ją.- Pokazała głową na swoją towarzyszkę.- To...
- Sama mogę się przedstawić.- Rzuciła cierpko.- Jestem Camila Raid.- Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Oglądałam kiedyś taki serial, w którym występowało to nazwisko i teraz trochę śmiesznie mi się ono kojarzy...- Zachichotała, ale po chwili przestała, bo dziewczyna spiorunowała ją wzrokiem. Ponownie.
- A mówią, że to ja jestem nienormalny.- Wyszeptał Lou, tak cicho, że nikt go nie usłyszał.
- Dobra, nieważne.- Machnęła ręką.- No, moje imię już znasz. A ja przedstawię ich.- Teraz to Vici wskazała na swoich towarzyszy.- Albo nie.- Odwróciła się do nich.- Sami się przedstawią.- Rzuciła.- No, już, już, do mnie.- Wszyscy zrobili nierówno krok do przodu, nieśmiało, potem drugi i trzeci, po którym byli już przy nowo poznanych dziewczynach.
- Niall.- Blondynek wysunął rękę.- Do usług.- Skłonił się, przy okazji zamaszyście ruszając ręką.
- Harry.- Rzekł krótko Loczek.- Siema.- Uśmiechnął się, a na jego policzkach ukazały się słodkie dołeczki. Blondynka o imieniu Camila cały czas patrzyła się an niego, aż można rzec 'pożerała' go wzrokiem.
- A ja jestem Louis. Ale dla was Lou. Albo nie, lepiej Misiek! Ale jeszcze lepiej byłoby, gdybyście mnie nazywa...
- Louis!- Wrzasnęła El.- Jestem Eleanor. Wybaczcie mu, on tak zawsze.- Próbowała go wytłumaczyć Brunetka. I tak każdy po kolei się przedstawiał.
- No to co was do nas sprowadza?- Abbs potarła swoje dłonie, jedna o drugą.
- Nas? Przecież my to teraz wynajmujemy...- Zaczął niepewnie Liam.
- Powinniśmy was się raczej zapytać, co robicie w naszym domu...- Dorzucił Zayn.
- My też tutaj mieszkamy! I to od dwóch miesięcy!
- No to coś jest nie tak...- Rzekł Payne.
- No co Ty nie powiesz?-  Obrzuciła go nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Camila! Mogłabyś być milsza dla naszych gości!- Krzyknęła na nią Czerwonowłosa.
- Ale jak oni są tacy, jacy są, no to jak mogę się opanować?!
- Uspokój się już. Już dobrze...- Sympatyczniejsza położyła ręce na ramionach swojej koleżanki.- A teraz przeproś.
- Muszę...?- Popatrzyła na nią błagalnym wzrokiem, ale tamta została nieugięta.- Dobrze.- Powiedziała. Odwróciła się w stronę nowo poznanych znajomych.- Sorry. Zacznę być dla was milsza.- Rzuciła z niechęcią.- Wystarczy?- Zapytała się panny Moore.
- No niech będzie. Możemy zamieszkać razem jeśli chcecie. Tylko z nami mieszkają jeszcze dwie dziewczyny...- Zaczęła.
- To żaden problem!- Od razu powiedziała Dan.- Prawda chłopcy...?- Spojrzała na nich podejrzliwie, mierząc ich dokładnie wzrokiem.
- Ajasponotonemysąwiś.- Wszyscy powiedzieli naraz to, co chcieli i wyszedł jedynie z tego taki połamaniec językowy. Peazer westchnęła, po czym przewróciła teatralnie oczami.
- Ale najpierw musimy wam coś o sobie powiedzieć.- Louis spojrzał pytająco na swoich przyjaciół.
- Tak, musimy.- Tori pokiwała głową. Nawet zaczął jej się podobać ten skrót. "Tori"... Tak fajnie i prosto to brzmi... No, nieważne.- Tylko się proszę, nie przeraźcie...
- Chwila!- Przerwała Cam.- Ja pójdę po dziewczyny, ok?
- W sumie racja.- Dodał Niall.- Tak, jak najszybciej.- Po chwili się jawiła w towarzystwie dwóch dziewczyn.- To jest Drea.- Podniosła rękę jednej.- Drea Hamilton. Przywitaj się.- Uśmiechnęły się obydwie promiennie.- A to jest...
- Wiem, kto to jest! To  Rachel Bilson! Gwiazda z wielu seriali m.in. Życie na fali czy Hart of Dixie!- Wykrzyczała podekscytowana Eleanor.
- Dobra, to ja.- Podniosła ręce w geście poddania się.- Ale traktujcie mnie jak zwykłego człowieka. W końcu nim jestem...
- Co Ty tutaj robisz?- Zapytała ciekawa Elka.
- Skończyłam z karierą. Teraz mieszkam tutaj z moją kuzynką.- Wskazała na Blondynkę, którą była oczywiście Cam.
- Dlaczego skończyłaś karierę?
- Miałam już tego wszystkiego dosyć. Cały czas tylko paparazzi, którzy nie opuszczają Cię na krok, nie masz życia prywatnego, a poza ty...
- Yghm.- Odchrząknęła Victoria.- Już? To ważne.
- A więc mów.
- Więc zaczęło to się rok temu...- I zaczęła opowiadać, nowi znajomi jedynie się na nią patrzyli. Nie wierzyli własnym uszom.- A więc teraz przeprowadzamy się tutaj, z nadzieją, że tutaj ukryjemy się przed problemami.
- Oczywiście, że możecie zostać z nami!- Powiedziała szybko Drea. "Cóż za mało spotykane imię". Pomyślał Malik.
- Dziękujemy wam. I to z całego serca!- Vici była ucieszona.
- BUM! BUM!- Było słychać coś na górze.
- Słyszeliście to?- Zapytała zaniepokojona Tori.
- To pewnie tylko wiatr. Słyszymy to od wczoraj. Byłam tam, ale nagle wszystko ucichło. Słychać to tylko w dzień. Nie przejmujcie się tym, w końcu się przyzwyczaicie.- Zapewniła 32-latka. Trochę stara, jak uważała Danielle.
- BUM! BUM!- Znowu rozległ się głośny dźwięk.
- Skoro tak mówisz...- Telefony wszystkich nagle zawibrowały lub zadzwoniły. Nawet Drei, Camilii, Rachel czy Abby. Z zaniepokojeniem wszyscy spojrzeli na wyświetlacze. Zastrzeżony.
"No, nowe osoby się dowiedziały o mnie, a więc mam więcej ofiar. Dzięki Ci, Victorio!
~Strzeżcie się, wy również, drogie Abby, Camillo, Dreo i Rachel. Wy również... XYZ."
- Mamy problem...- Louis jako jedyne coś z siebie wydusił. To były jedyne słowa...

~*~

No, dwunastka za nami :D I co sądzicie? Liczę na szczere komentarze ;> Ale chyba nie tego się spodziewaliście, nie? ^^
Wika

poniedziałek, 25 lutego 2013

Eleven

- Stary, wszytko dobrze?- Sydney podał swojemu gościowi czarną kawę.
- Tak, chyba tak...- Odpiął guziki swojej koszuli, oczywiście zielono-niebieskiej w kratę, po czym przejechał palcami po zaszytym miejscu.
- Boli Cię?- Zapytał z troską w głosie.
- Tak, ale tylko trochę, to chyba normalne. Mógłbyś mi podać godzinę?
- Jasne, jest...- Sydney spojrzał na zegarek.- 9:15.
- O matko! Dobra, ja się już muszę zbierać, bo się spóźnię! Wielkie dzięki, Syd, że mi pomogłeś. Kiedyś Ci się odwdzięczę!
- Jesteśmy kwita!- Krzyknął gospodarz domu za wybiegającym już Louisem. Chłopak pędził szybko przed siebie. Dobiegł do auta i gorączkowo zaczął szukać kluczyków. Znalazł je, otworzył pojazd, wsiadł i odjechał. Gdy dojechał na miejsce, szybko wpadł do domu, wziął walizkę i spakował ją. Następnie z piskiem opon pojechał po swoich przyjaciół. No, aż tak szybko nie jechał, bo to Londyn, a więc korki też są. Ale nie miał daleko do znajomych, a więc nie zajęło mu to tak dużo czasu
- Louis, zatrzymaj się tutaj!- Powiedział Niall, patrząc na mapę. Lou był zajęty zastanawianiem się, o co chodziło z jego snem. A może był to proroczy sen? I może wszystko się wydarzy...
- Nie, chyba sobie żartujecie. Powiedźcie, że to nie tutaj będziemy mieszkać...- Victoria nie wierzyła własnym oczom.
- ...- Nikt inny się nie odezwał. Nie na to liczyli.
- Lou, jesteś pewien, że nie pomyliłeś adresu?- Eleanor wzdrygnęła się. Po jej plecach przebiegł niemiły. Wszyscy wysiedli.
- Chwila, chwila... To to! O nie... Nie możemy tam wchodzić!- Dokładnie. To samo. A jednak... Sen Tomlinsona się sprawdził.  Stoją znowu kilka metrów przed tym domem, a rozmowa przebiega tak samo.
- CO?! O co Ci chodzi Louis?!- Krzyknęła Danielle.- Wiem, przyzwyczailiśmy się do Twoich dziwactw, ale dlaczego nie możemy tam wchodzić? Wiem, wygląda to paskudnie, ale w końcu to wynajęliśmy! I będziemy tutaj mieszkać, jak na razie, choćby nie wiem co!
- Bo...- Telefon Tommo zadzwonił.- Chwileczkę...- Powiedział i odszedł na kawałek.
- Nie zakłócaj przebiegu zdarzeń, Louisie. Nic nie mów, bo przerwiesz krąg, a to będzie miało tragiczne skutki, a więc nie radzę. Strzeż się. Masz nie mówić im o swoim śnie... Jeśli tam nie wejdą, Ty ucierpisz. Pamiętaj. Pozdrawiam, Twoja śmierć.- I się rozłączył.
- Ch...- Nie zdążył nic powiedzieć, bo w słuchawce było słychać już jedynie pikanie, oznajmiające, iż ten KTOŚ zakończył połączenie.- A niech to!
- No...- Danielle wydawała się zniecierpliwiona.- Kto do Ciebie dzwonił? Jakoś za dużo nie powiedziałeś. I dlaczego nie możemy tutaj zamieszkać?- Dan lekko tupała nogą o ziemię, jedynie unosząc połowę stopy. Telefon na zadźwięczał. Nowa wiadomość. Zastrzeżony.
"Pamiętaj. Nie przerywaj kręgu. Obserwuję Cię.
~XYZ."
- Yyyy...
- Yyyy...? Y co?!- Tak, 100 %-owo była zniecierpliwiona i rozdrażniona. Tomlinson wstrzymał oddech, rozejrzał się gorączkowo.
- A nic. Po prostu mi się tutaj nie podoba, ale masz rację. Zostaniemy tutaj.
- Kto do Ciebie dzwonił?
- Yyyy... Kolega... Tak, kolega!
- Louis, dobrze się czujesz?- Panna Peazer spojrzała na niego, dokładnie lustrując od stóp do głów.
- Yyyy... Tak! To znaczy nie! Coś głowa mnie boli...- Złapał się za głowę, chcąc, aby to wyglądał jak najbardziej realistycznie, a towarzysze niczego się nie domyślili.
- No... Powiedzmy, że Ci wierzę. A teraz chodźcie. Weźcie swoje bagaże i idziemy powitać nasz nowy dom.- Wskazała głową na brzydki, obskurny budynek. I udali się w jego kierunku.
- Ej, wy też widzicie to auto? Czy ja mam jakieś przewidzenia?- Zapytał Harry.
- To Ford Maveric. Ładne auto, nie należy do najtańszych, zapewne sprowadzane Szkocji, rok produkcji... Około 2007-2008 roku.- Powiedziała Vici.
- Skąd...?- Harry już chciał zadać jej pytanie, ale ona uprzedziła go z odpowiedzią.
- Skąd wiem? To proste. Ostatnio zaglądałam na ogłoszenia aut, bo mój ojciec chce sobie terenówkę kupić, i widziałam zdjęcie tego dokładnie na tle tego domu.
- No kto by pomyślał...- Na twarzy Zayna pojawił się cień grymasu.
- Pewnie samochód właściciela.- Dodał Lou.
- Nieważne, no wchodźcie.- Liam otworzył wielkie, drewniane drzwi, które zaskrzypiały.
- Halo?! Jest to ktoś?!- Krzyknął Niall.
- Tak, to nawet zmarłego obudzisz.- Oburzył się Malik.
- Cicho.- Uciszył go. Mulat jedynie spiorunował go wzrokiem, po czym go spuścił.
- Halo?- Zapytał ktoś nieśmiało.
- Jest tutaj ktoś?- Dodała druga osoba. Wszyscy się zaniepokoili. To nie były ich głosy. Ktoś był w tym domu... Schody zaskrzypiały. Jakaś osoba po nich schodziła. O ile to w ogóle była jakakolwiek osoba...

~*~

Jedenasty rozdział gotowy. Dodałam dla was ankietę trwa jeszcze 2 dni, bo chcę wiedzieć, czy Perrie ma przeżyć, czy jednak nie. Jak na razie strony są usadowione poziomo, na górze. I co sądzicie? Jest lepiej? Są dwie nowe karty: 'Uwagi i zażalenia', jeśli macie jakieś "ale" do opowiadania, to piszcie, a ja się nie obrażę. Po prostu chcę wiedzieć co o tym sądzicie. I druga to 'Wasze propozycje'. Jeśli macie jakieś fajne pomysły związane z opowiadaniem, blogiem, to napiszcie. W końcu to ja pisze bloga, ale to wy go czytacie, a więc chcę, abyśmy go razem tworzyli. Jestem ciekawa, co wymyślicie :D I jeszcze raz zapytam: Wolicie, gdy karty są na górze, czy na boku?
Pozdrawiam, Wika ;**

niedziela, 24 lutego 2013

Ten

- AMBER!!!- Wykrzyczał, a w ich kierunku zaczęła się zbliżać Amber! Tak, ta sama, która kilka nocy temu odwiedziła Mulata, a jej kości nie znaleziono! Ta sama! Szła do nich, a raczej unosiła się nad ziemią z rękami wyciągniętymi przed siebie. Ten widok był okropny. Jej kruczoczarne włosy bezwładnie opadały na jej białe jak cała reszta ramiona. Włosy miała przetłuszczone, na co szybko uwagę zwróciła Danielle, gdyż najważniejszy dla niej był wygląd, posklejane, zasłaniały twarz, a jej przekrwione oczy gapiły się na nich. Usta były blade, ledwo dostrzegane. Była w ciuchach tych, jakich ją pogrzebano. Nikt nie wierzył własnym oczom, ale to była ona. Ona i mamrotała pod nosem "Zniszczę was. Zabiję was. Już po was."

- Aaaaa!- Louis obudził się z krzykiem w nocy.- A więc to był tylko sen.- Wyszeptał, dysząc ciężko. Ponownie się położył. Sięgnął ręką do tyłu, aby móc pociągnąć w swoją stronę kołdrę. Jednak trafił na coś... A raczej na KOGOŚ... Z przerażeniem na twarzy popatrzył przez ramię, co dotykał.
- Śniłeś o mnie?- Odezwała się dziewczyna. Amber... Chciał krzyknąć lecz jego usta zatkała jej ręka. Dość realistyczna, zważając na to, iż Amber od ponad roku nie żyła. Lou zszedł do pozycji siedzącej, mocno wbijając się plecami w oparcie łóżka.- Och, mój Louisku, nie bój się. Jak nie będziesz się rzucał obiecuję, że nie zrobię Ci krzywdy.- Ściągnęła swoją rękę z jego twarzy.
- Cz... Cz...- Nie mógł nic powiedzieć. Nic nie chciało mu przejść przez gardło, żadne słowo.- Czego chcesz? Co... Co ja Ci zro... Zrobiłem?- Jąkał się.
- Och, a nie pamiętasz już, jak mnie rok temu zakopaliście?- Zrobiła smutne oczka.
- ...- Tomlinson nie odezwał się. Przyciągnął nogi do brody i uszczypnął się porządnie, mając nadzieję, że za chwile się obudzi. Ale to nie zadziałało. To się działo naprawdę. I to była prawda, że teraz przed nim siedzi dziewczyna, którą zabił...
- Ależ to już nie jest sen. To jest rzeczywistość, Louisie. Rzeczywistość, na którą sami sobie zapracowaliście. Ja chce jedynie zemsty. Zemsty za moją śmierć... A mogłam jeszcze żyć... Mogłam tyle przeżyć... Miałam marzenia, ambicje, plany na przyszłość... Nawet wiedziałam, do jakiej szkoły pójdę dalej, jaki chcę mieć zawód... Wszystko miałam jak najbardziej zaplanowane... Co do sekundy... A wy mi to wszystko zabraliście... Zniszczyliście to, na co pracowałam całe swoje, chociaż krótkie, życie. Ja wam tego tam łatwo nie daruję, o nie. Wy już popamiętacie Amber Colins. Ja nie odpuszczał tak łatwo. Ja w ogóle nie odpuszczam. Nie spocznę, dopóki nie poczujecie tego, co ja czułam... A teraz...- Dotknęła swoim długim, ostrym paznokciem skórę na ręce Louisa.- Teraz, gdy moja zemsta już się zaczęła, zacznę zbierać nowe, krwawe ofiary. Razem z moim podwładnym. Znacie go, spokojnie. On też niczego się nie boi. I to on was zabija, ale ja również czerpię z tego radość. Ach, taka już jestem...- Sięgnęła do kieszeni swojej czarnej kurtki, zlewającej się z otaczającym ich mrokiem. Jej twarz znowu była bardzo blada, a więc się przez to wyróżniała. Z kieszeni coś wyciągnęła, jednak Louis nie mógł dostrzec co. Zrozumiał dopiero wtedy, gdy to coś znalazło się przy jego szyi. Nóż. Ostry nóż.- Może się trochę pobawimy, co?- Spojrzała na Lou. W jego oczach widniało przerażenie. Amber zjechała nożem na jego klatkę piersiową, po czym wbija narzędzie. Zaledwie na ok. 1-2 mm, ale to i tak bolało, a rana zaczęła krwawić. Zaczęła jechać niżej, przez co szkody, jakie powodowała, stawały się coraz większe. Dojechała do pępka. Klata Tomlinsona była połączona z przed chwilą wymienioną częścią ciała, 'kanałem', a raczej raną o głębokości kilku milimetrów, a z niej sączyła się krew. Wszędzie było jej mnóstwo. Boo Bear zawył z bólu. Jednak pannę Colins tylko to podnieciło.- Kocham, jak ktoś cierpi. Szczególnie jak cierpi ktoś, kto sam mnie zabił. Wiesz, jakie to uczucie zabić kogoś? Ja wiem, i mogę Ci powiedzieć, że bardzo miłe. Czujesz się wtedy taki wolny...- I nagle zniknęła. Tak po prostu, rozpłynęła się. Zdezorientowany Louis rozejrzał się pytająco po pokoju. Ani śladu Amber. Niestety rana pozostała, a Lou stracił już dość sporo krwi. Szybko pobiegł do kuchni, wziął pierwszą lepszą ścierkę i próbował zatamować krwawienie, ale skutki były marne. Po wielu próbach udało mu się w końcu. Dał radę. Krew mu się nie lała, ale to, co to wywołało zostało. Sięgnął po telefon i spojrzał na wyświetlacz. Była 6:30, a dzień - wtorek. A więc dopiero dzisiaj pojadą do tego domu! To był jedynie sen! Ucieszył się, a sam do siebie się uśmiechnął. Postanowił zadzwonić do swojego znajomego Sydneya. Jest on od niego starszy i ukończył uczelnię medyczną, a też mieszka w Londynie, niedaleko.
- Halo?- Tommo w słuchawce usłyszał znajomy głos. Był zachrypnięty, jak zawsze, kiedy Syd się nie wyspał.
- Hej Syd, tu Tommo. Potrzebuję Twojej pomocy. Mógłbym do Ciebie wpaść?
- Ale tak teraz?
- Tak, potrzebuję natychmiastowej pomocy. Pamiętasz, że nadal masz u mnie dług?
- Tak, tak. Pamiętam. No dobrze, skoro tak...- Ziewnął.- A mogę chociaż wiedzieć, jaka to pomoc?
- Wytłumaczę Ci później.- I się rozłączył.
Po 30 minutach Tomlinson zjawił się przed drzwiami domu Sydneya Brazille. Kulturalnie zapukał, a drzwi po chwili otworzył gospodarz.
- Mogę wejść?- Zapytał głupio.
- No jasne, wchodź.- Syd odsunął się, otwierając szerzej drzwi i zapraszając do środka rannego, chociaż jeszcze nie wiedział o tym, iż jego gość jest poszkodowany.- A teraz opowiedz, co Cię do mnie sprowadza. Dawno tu nie zawitałeś.- I nasz bohater powiedział Syndeyowi, że niby się skaleczył, gdy próbował zrobić sałatkę.
- Wiesz, że Ci nie wierzę?- Spytał.
- Domyślałem się.
- A więc co się naprawdę stało?
- Wybacz, nie mogę Ci powiedzieć. Obiecałem.
- No dobra, pomogę Ci bez tego.
Oglądnął dokładnie dziurę na przodzie swojego gościa, po czym zaprowadził go do piwnicy. Tam znajdował się stół operacyjny. Normalni ludzie nie trzymaliby czegoś takiego w domu, ale Syd był inny. Jak dobrze, że miał szkołę lekarską ukończoną dyplomem, za sobą. Już samo to, iż zadawał się z Tomlinsonem było dziwne. A poza tym był bogaty i mógł sobie pozwolić na drogie sprzęty, na które większość nie stać. Ale nie przeprowadził się, ponieważ nie chciał opuszczać przyjaciół.
Podał mu środkiem nasenny, a potem zaczął operację. Zaszył starannie szkodę wyrządzoną przez Amber.

~*~

I jak? Już 10 rozdział <33 Mam do was kilka takich ode mnie notek:
1) Chciałabym przeprosić za wszystko XXX. Nie znam jej osobiście, ale pisze fajne opowiadanie, którego jestem fanką.  Ostatnio ktoś naskoczył na nią, że niby ściąga od mojego bloga. To wcale nie jest prawdą. Ja zaczęłam pisać bloga, gdy przeczytałam króciutki opis, który mi nadesłała na innego bloga, a późniejsze sprawy z horrorów czy kryminałów, które oglądałam. Jednakże moje początki są prawie identyczne co do tych jej,  jednak później akcja całkiem się zmienia. Mam nadzieję, że jest na mnie zła za to wszystko, bo ja naprawdę nie chciałam sprawić nikomu przykrości.
2) Ktoś ostatnio pisał, że jestem niby jakąś dziecinką, ponieważ jakiś komentarz usunęłam. ŻADNEGO WCZEŚNIEJ KOMENTARZA NIE USUWAŁAM! Ale usunęłam ten, gdzie ktoś mnie obrażał, bo nie będę tolerowała takiego zachowania. Nie usunęłabym przynajmniej, jakby ktoś pisał np.z konta Google, a nie anonima -,- Nie jestem psem i mam swoją dumę!
Aha i ktoś pisał, że ostatnie 2 rozdziały były nudne. Wiem o tym, jak na razie chciałam trochę od te akcji trochę odejść, spowolnić tępo, ale spokojnie. Już niedługo znowu pojawi się ich prześladowca oraz nowe postacie. Zacznie się robić naprawdę ciekawie.

Zapraszam na bloga dziewczyny, która niby kopiuje ode mnie bloga. TO NIE PRAWDA! Więc prosiłabym, aby nikt jej już nie obrażał. Wejdźcie i poczytajcie, uważam, że warto :D http://londyn-i-jego-historie.blogspot.com

sobota, 23 lutego 2013

Nine

- Yyyy...- W końcu wszyscy dojechali na miejsce. Jednak wszystko, co ujrzeli... No, to nie było to, na co liczyli. To nie było to, co nawet było na zdjęciu.
- Lou, jesteś pewien, że nie pomyliłeś adresu?- Eleanor wzdrygnęła się. Po jej plecach przebiegł niemiły dreszcz.
- Tak, to jest podany adres!- Louis bronił się.
- To zobacz jeszcze raz!- Harry zachęcił go, a ten wyciągnął telefon i ponownie zajrzał do internetu.
- Wszystko się zgadza. Tak, to ten dom, który wynajęliśmy.- Tomlinson sprawdził wszystko jeszcze raz, po czym zapieczętował słowami to, co przeczytał.
- Ale to nie wygląda jak ten domek...- Victoria co chwila patrzyła na zdjęcie z oferty, które wydrukowała, a dom stojący parę metrów przed nimi.- No i jeszcze tu stoi jakiś samochód...- Powiedziała, wskazując na czarne auto.- To Ford Maveric. Ładne auto, nie należy do najtańszych, zapewne sprowadzane Szkocji, rok produkcji... Około 2007-2008 roku.- Powiedziała. Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy.
- A Ty skąd to wiesz?- Wybełkotał Liam.
- Od samochodów specem nie jesteś...- Zaczął  Zayn.
- Bo zaglądałam na ogłoszenia aut, bo mój ojciec chce sobie terenówkę kupić, właśnie Forda, i widziałam zdjęcie tego dokładnie na tle tego domu.
- Hahaha! No kto by pomyślał!- Danielle zatarła ręce.- A wracając do domu...
- Spójrzcie.- Przerwała jej Vici.- Zobaczcie na zdjęcie.- Pokazała im kartkę z widniejącym obrazkiem domu <klik>.- A teraz to coś.- Zabrała im z oczu kartkę, a im ukazał się brzydki, stary, obskurny dom <klik>.
- Trudno, ten dom jak na razie należy do nas, a więc zamieszkamy w nim.- Powiedział ostro Niall. Znowu ton, przy którym było od razu wiadomo, że sprzeciw się nie opłaca.
Wypakowali walizki z auta i udali się w kierunku domu.
- Chwila, chwila, chwila. Słyszeliście to?- Malik zatrzymał się przed wejściem. Z domu dobiegały dziwne odgłosy. Jakby dziewczyny... I to nie jednej...
- Tak jakby zwykła rozmowa, słyszycie?
- Tak, macie rację...
- Ooo-oooo...
- To co robimy?
- Wchodzimy!- Niall nie zatrzymywał się, pchnął nogą drzwi, które powinny się otworzyć, tak jak to się dzieje w filmach.
- Za dużo telewizji Niall, za dużo!- Harry pokręcił głową i nacisnął na klamkę.
- Tssaaa... A Ty myślisz, że drzwi będą otwarte...
- No bo są.- Uśmiechnął się triumfalnie. Wysokie mahoniowe wrota otworzyły się, skrzypiąc przy tym bardzo głośno. Po raz kolejny dzisiaj Eleanor poczuła ciary, bo nie można tego nazwać ciarkami, na swoich plecach, a niechęć do mieszkania tutaj stał się jeszcze większy.
- NIE MA MOWY, ABYM TUTAJ MIESZKAŁA!- Krzyknęła Candler.
- Uspokój się, Elka! Zapłaciliśmy za to i tutaj spędzimy najbliższy miesiąc!- Harry stanął po stronie Nialla. Vici spiorunowała go morderczym wzrokiem.
- AŻ MIESIĄC?!- Nie mogła wierzyć własnym uszom.
- Tak, no bo...- Boo Bear urwał. Jedynie patrzył się do przodu w bezruchu. W jego oczach zaczęło się malować przerażenie.
- NO BO...?! NO BO CO?!- Eleanor nie dawała za wygraną.
- A... A... A...- Nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
- A to nie jest wymówka! No, proszę, powiedz, dlaczego spędzimy tutaj co najmniej miesiąc!
- A... A...- Nie mogło to mu przejść przez gardło.
- Wysłów się wreszcie!- Wszyscy patrzyli, jak El wydziera się na biednego Tomlinsona. A on jedynie patrzył przed siebie i coś bełkotał, jakieś "A". Ale cóż, już wszyscy przyzwyczaili się, że Niall to żarłok, ostatnio bardzo odważny, a Lou... Hmmm... Lou to Lou, zawsze dziecinny, inny niż wszyscy. Ale za to był cudownym przyjacielem.
- AMBER!!!- Wykrzyczał, a w ich kierunku zaczęła się zbliżać Amber! Tak, ta sama, która kilka nocy temu odwiedziła Mulata, a jej kości nie znaleziono! Ta sama! Szła do nich, a raczej unosiła się nad ziemią z rękami wyciągniętymi przed siebie. Ten widok był okropny. Jej kruczoczarne włosy bezwładnie opadały na jej białe jak cała reszta ramiona. Włosy miała przetłuszczone, na co szybko uwagę zwróciła Danielle, gdyż najważniejszy dla niej był wygląd, posklejane, zasłaniały twarz, a jej przekrwione oczy gapiły się na nich. Usta były blade, ledwo dostrzegane. Była w ciuchach tych, jakich ją pogrzebano. Nikt nie wierzył własnym oczom, ale to była ona. Ona i mamrotała pod nosem "Zniszczę was. Zabiję was. Już po was."

~*~

I co, dreszczyk przeszedł? :D
Chciałabym wam podziękować za aż dwie nominacje! Jesteście kochane <333

czwartek, 21 lutego 2013

Eight

- Dobra, to zaczynamy.- Powiedział entuzjastycznie Malik, pocierając ręce.
- Co zaczynamy?
- O Matko, jaka Ty nie ogarnięta Eleanor jesteś. Szukamy domku na wynajem dla nas.
-  A może tej dwójce damy łączny pokój?- El wskazała na Victorię i Harry'ego. Od tygodnia nic się nie stało. Nie było żadnego smsa, maila, nic. Tajemniczy prześladowca nie dał oznaki życia. A może poddał się? No i nadal nie wiadomo, co się dzieje z Perrie. Ello ciała też nie ma.
- Co ja?- Vici podniosła się. Jeszcze przed chwilą leżała z głową na kolanach Hazzy, wpatrując się w jego zielone tęczówki, a on w jej błękitne, duże oczy, bawiąc się przy okazji jej kasztanowymi włosami. Słodko razem wyglądali i potrafili cieszyć się nie z chwili, ale z chwilą.
- A nic, nic...- Reszta wybuchnęła śmiechem, jedynie para 18-latków nie wiedziała, o co im chodzi.
- Ale ja nadal nie mogę zrozumieć, Dan, jak chciałaś powiesić Ellę, i upozorować samobójstwo, skoro była postrzelona i policjanci na pewno znaleźli by kulę.- Zaczął Lokowaty.
- Ja też nie.- Uśmiechnęła się promiennie. Mimo, iż wspomnienia jeszcze nie tak dawne z Ellą są bolesne, oni wszyscy nie chcą tego okazywać. Wiedzą, że muszą byś silni. Nie mogą też zapomnieć o czuwaniu, ponieważ w każdej chwili ten KTOŚ znowu może się pojawić, co się równa z ponownym prześladowaniem i kolejnymi ofiarami...
- Dobra, ale nie wracajmy już do tego, jasne?- Liam przerwał.
- No, spoko.- Ktoś się odezwał.
- Jasne.- Tym razem powiedział to Lou.- O patrzcie, mam ciekawe ogłoszenie.- Pokazał na ekran swojego laptopa.- I to nawet nie jest tak daleko. I w przystępnej cenie. Co wy na to?
- Pokaż zdjęcia.- Eleanor wyrwała myszkę z palców Tomlinsona i skierowała kursor w stronę zdjęć domka.- Hmmm.... Nawet ładny...
- W jakiej cenie?- Spytał Styles, podnosząc się z podłogi, a w tym czasie Loui podał mu cenę.- To nawet nie tak drogo...
- Też tak uważam. To co, dzwonimy?
- Czekajcie, na pewno nie będziemy pierwszymi, co ten dom będą wynajmować, a więc może będzie jakaś recenzja z tego, jaki on jest.- Powiedziała Vici.
- No, dobra myśl. Sprawdzajmy.- Louis zjechał myszką trochę niżej i zaczął czytać, z resztą jak każdy.
- Piszą, że super się w nim mieszkało. Wierzymy im?- Zapytał Niall kiwając brwiami.
- Nie, ale i tak będziemy się tak pchać.- Powiedziała sarkastycznie Danielle.
- Jak dla mnie bomba.
- Nieważne, to co, dzwonimy tak?
- Ja zadzwonię.- Powiedział Zayn, złapał za komórkę i wykręcił numer, który podał mu Harry. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał... W końcu ktoś odebrał.
- Halo? Z tej strony Zayn Malik, ja dzwonię w sprawie ogłoszenia o wynajmie domku... Yhym... Tak, tak... Też właśnie o tym myśleliśmy... A proszę mi powiedzieć, jaką on ma powierzchnię?... Tak, dobrze... Czyli nie ma problemu?... Aha, to dobrze, dziękuję, do widzenia.
- I co?- Dopytywał się zniecierpliwiony Loczek.
- Jest do wynajęcia i powiedział, że go nam wynajmie.
- No to super!- Cieszyła się Vici.
- A kiedy?- Spytał Liam.
- Nawet jutro. A więc pakujcie się, jutro się na jakiś czas przeprowadzamy!
- Jest.- Niall wstał i zaczął tańczyć jakiś dziwny taniec...- Aha, wiedziałam, aha, wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem...- I tak w kółko. To było dziwne... Dobrze, że nikt Go nie widział.
- Trzeba to uczcić!- Zaproponował Harry.
- Czym?- Spytała Danielle.
- Idziemy do McDonalda!- Krzyknął wesoły Horan.
- Panie i panowie.- Victoria przybrała śmieszny ton głosu.- Proszę się przyzwyczaić.- Ciągnęła.- Iż jedyna i prawdziwa miłość Nialla Jamesa Horana, to jedzenie w McDonaldzie oraz Nandos.- Wszyscy zaczęli się śmiać.- A więc jest postanowione, że będziemy czcić naszą tymczasową przeprowadzkę, zajadając się tłustym jedzeniem, głównie hamburgerami, a to będziemy popijać pół litrową Colą.- Nikt nie mógł opanować śmiechu. Przypomniał im się moment parę lat temu, gdy jako 11-14-latkowie wybrali się właśnie do McDonalda i 11-letni wtedy Horan miał mały 'wypadek'. Mimo lat, które minęły, to wspomnienie nadal nawracało i za każdym razem śmiali się z tego. Po pewnym czasie nawet farbowany Blondyn nauczył się śmiać z samego siebie.
- Dobra, sorki, ale ja spadam, muszę się spakować.- Zaczęła Victoria.
- To ja Ci pomogę.- W mgnieniu oka pojawił się przy niej Styles.
- Ja też już się będę zbierać.- Powiedział niebieskooki przystojniak, którego imię zaczyna się na literę "N". I tak wszyscy poszli do swoich domów. Hazza był u Vici, swojej dziewczyny, pomagał jej się spakować, co chwila obdarzając ją pocałunkami. Lou przeglądał jeszcze raz ogłoszenie. Reszta pakowała się. A więc naprawdę mieli zamiar pojechać. Ale niestety nie wiedzą, jaki to przyniesie skutek... Na pewno odwrotny, niżby chcieli...

~*~

No i co tam? Nowy rozdział dodany. Chciałabym was przeprosić, że czasami zamiast imienia Amber daję imię Amanda, ale przedtem pisałam opowiadanie z właśnie tym imieniem i tak jakoś teraz, gdy piszę imię na literę "A", automatycznie wpisuję Amanda. Obiecuję, że się poprawię :D I jeszcze jedno - wiele osób pytało się mnie, czy ta dziewczyna z nagłówka coś znaczy. Przedtem mówiłam nie, ale teraz mówię tak, a więc się przygotujcie, że za niedługo się pojawi :D
Dobrych snów, Wika ;**

środa, 20 lutego 2013

Seven

"No cóż, nie macie swojej dziewczynki. Oj, już wiem dlaczego! No tak, przecież ja ją mam! Głuptasek ze mnie, że zapominam ciągle wszystkiego. Tak to już niestety jest. No, Perrie mi się już znudziła. Za niedługo ją dostaniecie. Aha, i podobał mi się wasz pomysł z upozorowaniem śmierci przez powieszenie. Może to wykorzystam? Zobaczycie w swoim czasie.
~Śmierć jest blisko, czeka na was.., XYZ"
- O nie...- Wszyscy byli wpatrzeni w ekrany swoich telefonów.

- Ale przynajmniej dobrze, że Perrie do nas wróci...- Victoria próbowała znaleźć nawet w takiej sytuacji jakąkolwiek krztę pozytywów.
- Musimy coś zrobić.- Co powiedział szybko Styles.
- Ale co?
- W końcu zobaczyć się z Pezz, odnaleźć kości Amber i znaleźć zwłoki Elli. W dodatku trzeba przy tym zostać żywym, co nie będzie proste, bo teraz nas psychopata poluje na nowe ofiary.- Telefon zielonookiego wydał dźwięk, oznajmiając tym samym, iż jest nowa wiadomość. Harry przełknął ślinę. Spojrzał na ekran. Zastrzeżony...
"O nie, mój drogi Haroldzie, nie jestem psychopatą. Ja po prostu chcę zemsty. Ale to, co powiedziałeś, uraziło mnie. Bardzo. A więc się szykuj. Możesz być następny.
~Miej oczy i uszy szeroko otwarte. Czuwam... XYZ."
- On... On...- Brytyjczyk nie mógł z siebie wydusić słowa. Te słowa w smsie go... Zszokowały? Nie, to nie jest właściwe słowo... Hmmm... Zaskoczyły? Też nie... Był na nie przygotowany... Jak? Wiedział, że wcześniej, czy później je dostanie... Ale żeby tak wcześnie?
- Spokojnie, Harry, nie pozwolimy mu mu Cię skrzywdzić.- Vici położyła dłoń na jego ramieniu. W jego zielonych pojawiły się łzy.- Nikt Cię nie skrzywdzi. Nikt. Harry, rozumiesz? Nikt, masz przyjaciół, którzy są gotowi oddać za Ciebie życie. Nie masz się o co martwić.- Mówiła do niego matczynym tonem, jakby on był małym dzieckiem i zgubił swoją zabawkę, a ona, jako jego mama, pocieszała go.
- Rozumiem...- Wyszeptał Lokowaty.- Ale... Ale on zna każdy nasz ruch. Wie o nas wszystko, ciągle nas obserwuje. Wie, co mówimy, jak się poruszamy, potrafi przewidzieć nasz ruch, a my jego nie. Obserwuje nas, a my nie wiemy wciąż, gdzie jest. Skąd on niby wie, że nazwałem go psychopatą?! SKĄD?! VICI, PYTAM SIĘ SKĄD?!- Zamilkł.
- Nie wiem... Ale w końcu się dowiemy. Obiecuję wam to. Obiecuję to Tobie. Dowiemy się, kim jest i jak to wszystko robi. Ale nie teraz. Teraz musimy ochronić Ciebie i Lou, bo jak widać na niego też ma 'chrapkę'.
- A może jak na razie zamieszkamy razem?- Zaproponował Liam. Wszyscy się na niego popatrzyli.- No wiecie, dopóki to się nie skończy.
- Skąd weźmiemy kasę?
- Moja babcia założyła mi konto w banku po sprzedaży starego domu. Mam tam kilka tysięcy. Mogę zapłacić.- Powiedział Liam.
- Ja też mogę się dorzucić.- Wtrącił Harry. Potem każdy dodał coś od siebie.

- Ej, wiecie, że to nawet nie taki zły pomysł?- Powiedziała Eleanor. Teraz siedem pary oczu skierowały się na nią.-  No bo patrzcie, będziemy mieć siebie na oku, nic nam się razem nie powinno stać. Będzie dużo bezpieczniej. Co wy na to?
- Ja w to wchodzę.- Danielle była zachwycona tym pomysłem.
- No, ja też.- Niall dołączył do dziewczyn.
- No to skoro wy, to i ja.- Vici podniosła ręce w geście poddania się. Po niej do planu podeszła cała reszta w postaci Lou, Hazzy oraz Zayna.
- No to mamy komplet.- Powiedział Malik.
- Ej, wy też uważacie, że stanowczo za dużo używamy słowa 'no'?- Zapytał Lou.
- Nooooooooooo... Ale to już taka nasza tradycja.- Na te słowa wszyscy wybuchnęli śmiechem. Co prawda nikt inny by się nie śmiał, ale oni to oni. Ich nikt nie zrozumie. I choć wiedzą, że powinni być smutni, bo ich przyjaciółka została postrzelona, próbują się tym nie przejmować. Dlaczego? Bo ten horror może się skończyć dla któregoś z nich w każdej chwili, a więc chcą wszystkie chwile zapamiętać jako wesołe, radosne... Pełne przyjaciół...
"Chwila, chwila, chwila! Dopiero, co zginęła nasza przyjaciółka, a my się śmiejemy. Coś jest nie tak..."- Victoria nadal kłóciła się sama ze sobą.
- To są tylko i jedynie drobnostki, co się czepiasz Boo Bear?
- Yeaaaaaaaaah! Znowu jestem wasz Misiek!- Tomlinson skakał radośnie. Dawno nie cieszyli się tak. Dawno w ogóle się nie cieszyli. Śmiech jest dla nich jak narkotyk, uzależnia, przez co później trudno bez niego żyć. Ale ich sytuacja była trudna, choć nadal jest. Nie ma panny Edwards, Ella została postrzelona, a Amber nawiedza ich w nocy. Choć na razie nawiedziła jedynie Mulata, ale to tylko na razie. Później znajdzie sobie inny cel, ale to później. Jak na razie wszyscy powinni się cieszyć chwilą, że maja siebie, i nie zapominać o tym. Tak dobrze im razem...

~*~

No cóż, moje rozdziały nie są najdłuższe, ale wydaje mi się, że to nawet lepiej :D Nie wiem, jak wy, ale ja nie przepadam czytać takich opowiadać, których rozdziały rozciągają się, i rozciągają, i jeszcze się dalej ciągną, i dalej, i dalej, i dalej... Dokładnie, jak ja w tej chwili :D No to co, rozdział dodany, misja skończona :D I musicie się przyzwyczaić, jak na razie nie mam w planach zmieniania godzin, w których opowiadania dodaję. Są to późne godziny nocne, około 23:00-1:00. No cóż, zawsze piszę to w nocy, lepiej wczuć się w klimat :D Dzięki, że tak żwawo komentujecie, pod ostatnim, szóstym rozdziałem było 20 komentarzy, choć miał najmniej ze wszystkich wyświetleń. Tylko tak dalej :D I mam do was prośbę, mogłybyście mi jednak jakoś pomóc 'rozsławić' ten blog? Byłabym wdzięczna ;**
Dobra, kończę, bo za chwilę to, co piszę pod zapisem rozdziału będzie od samego rozdziału dwa razy dłuższe! xD
Pa, całuski dla was. Wika ;**

Six

- ODBIŁO CI?!- Krzyknął Zayn.
- A to niby dlaczego?!- Bronił się Niall.
- No, bo... Hmmm... Zastanówmy się... CHCESZ SPALIĆ NASZĄ PRZYJACIÓŁKĘ! NO CHYBA, ŻE TY TO UWAŻASZ ZA NORMALNE, CO?!
- Uspokój się! Mamy inne wyjście?! Ona jest martwa! Jeśli ją tutaj zostawimy, to ściągnie na nas kłopoty! Zrozum, to będzie niebezpieczne. Nie możemy nic zrobić!
- To wszystko już jest niebezpieczne! Najgorsze jest to, że nawet nie mamy ciała Colins...
- Że kogo?- Zapytała Eleanor.
- Amber, geniuszko. Amber. Amber Colins, tak się nazywa. No, a wracając, to nie ma ciała Amber, nie mamy Perrie, którą porwał jakiś psychopata, a przez nami leży martwa Ella! CO MAMY INNEGO ZROBIĆ?! ZAMKNĄ NAS, GDY ZNAJDĄ CIAŁO! ROZUMIESZ?! ZAMKNĄ!
- Dobra, uspokój się już...
- JAK - TO - USPOKÓJ?! Nie chcę zgnić w więzieniu!
- Dobra, Niall ma rację. Musimy zrobić wszystko wg jego planu.- Wtrącił Lou.
- Ciebie też pogięło?!- Nie przestawał krzyczeć Malik.
- Ale zrozum, że to jedyne wyjście! No chyba, że znowu chcesz ją zakopać, lecz przed tym dowalić jej łopatą! A może tym razem, grabiami, co?- Tomlinson zmierzył swojego przyjaciela swoim wzrokiem niebieskich oczu.
-Zabije Cię kiedyś, Tomlinsonie, zabije! Pożałujesz, że to powiedziałeś!- Wykrzyczał, a ich telefony zabrzęczały. Nowa wiadomość.
"A może teraz już powinien pożałować?
~XYZ."
- Lou, uważaj!- Victoria rzuciła się na Louisa odciągając jak najdalej. Gdyby nie ona, rozpędzone auto trafiłoby w niego.
- Chwila... To to sam samochód, który prawie rozjechał Ellę... I to z tego zaczęli do niej strzczelać! - O, choroba, uciekajcie!- Zaczęli uciekać. Jak najszybciej. Uciekli za budynek. Potem coraz bardziej udawali się w zabudowania. W końcu zaczęto widzieć zabudowania, ludzi. Cywilizację. No i znowu. Nowy sms.
"Jedna z głowy. Byłby drugi, ale nie. Drogi Louisie. Podziękuj swojej Victorii. Gdyby nie ona, to dołączyłbyś do Elli... I może do Perrie... Kto wie, może ona już opiekuje się Ellą? Ja, wiem, ale tego wam nie powiem. A więc, trudno. Przygotuj się, Louisie, Twój kres jest blisko. Następnym razem nie będzie przy Tobie Twej wybawicielki, a wtedy pożałujesz. Nic nie dacie rady mi zrobić Nawet nie próbujcie, bo zaginie kolejna osoba. Hahahaha, zaczynacie się bać? I dobrze, wtedy wszystko idzie lepiej!
~XYZ."
- O nie.- Dan zatkała ręką swoje usta. Louis tylko patrzył na wyświetlacz swojego telefonu. Był przerażony.
- Dz-dzię-dzięki, Vici, ura-uratowałaś m-m-mnie...- Powiedział, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Już spokojnie, Lou, już spokojnie. Nic Ci się nie stanie. Nie przejmuj się.- Podeszła do niego i Go przytuliła.- Musimy coś wymyślić...
- Dobra, ale najpierw pozbądźmy się ciała.
- Nie... Nie...- Powiedziała Dan.- Już wiem! Upozowujmy wypadek!
- Że co?- Eleanor popatrzyła na nią z kpiną we wzroku.
- No, ale zastanówcie się. Ona jest naszą przyjaciółką Nie możemy z nią postąpić jak z psem. Elka nie ma tutaj nikogo, bo przyjechała z Polski, gdzie nie ma kontaktów z jakąkolwiek rodziną... A więc upozorujmy wypadek. Tylko trzeba będzie szybko zrobić jej pogrzeb... A więc co? Co sądzicie?
- No... To nawet nie jest taki zły pomysł...- Powiedział Liam, choć raczej sam do siebie. Był zamyślony.- A może... Może Ella się powiesi?
- Popełni samobójstwo?
- Albo nie, możemy też... Nie, to nie wypali...
- Co nie wypali?
- Nie ważne, zostańmy przy powieszeniu. I co sądzicie?
- To nawet nie jest takie złe. Nawet całkiem dobre!- Wyszeptała Eleanor, jakby bojąc się, aby nikt jej nie usłyszał.
- Trzeba obmyślić plan.
- Chwila, chwila, chwila. Czy wy się słyszycie?!- Zaczęła Victoria.- ONA DOSTAŁA KULKĘ. Błagam, policja nie jest na tyle tępa, aby jej nie znaleźć. Trzeba wymyślić coś innego.
- Co?
- Nie wiem, później się nad tym zastanowimy.
- Jest tylko jeden malutki problemik...
- Jaki?
- NIE MAMY CIAŁA ELLI!- Wszyscy rozejrzeli się. Rzeczywiście jej ciała nie było.
- Co robimy?
- Chodźmy go poszukać!- Wyszli zza budynku i udali się w miejsce, gdzie ostatni raz ciało widziano.
- Nie ma...
- To co robimy?- Danielle była zdenerwowana. Zayna telefon zadzwonił. To Perrie!
- Odbierz, szybko!- Popędziła go Eleanor.
- Przełącz na głośnik- Zachęcił Hazz.
- Perrie?! Gdzie jesteś?!
- Aaaaaaaaaaaaaa! Ella nie żyje, mam przed sobą jej ciało!- I się rozłączyła.
- Perrie! Perrie, nie!- Zayn odłożył słuchawkę od ucha.
- Chwila! Przecież Perrie telefon znaleźliśmy i...- Niall zaczął racjonalnie myśleć.
- Tak, ale ma drugą.- Malik westchnął.
- To dlaczego wcześniej nie powiedziałeś?! Wtedy to i tą Sam by znalazł współrzędne.
- Bo to jest telefon na kartę. Rzadko go używa, a poza tym telefonu na kartę się nie namierzy!
- A właśnie, że tak! Podaj ten numer, napisze jeszcze raz do Sama.
- Jasne.
- Aha... No... Tak, na kartę...- Horan rozmawiał właśnie z Samem.- Jasne... Szkoda... Dobra, dzięki... Tak, pa... Jasne, zawsze możesz na mnie liczyć... Yhym... No, spoko. To do... Tak, do zobaczenia jutro w szkole.
- I co?!- Dopytywał się Mulat.
- Ma wyłączony telefon, ale jak się pokaże, to da znać.
- O nie.- Czekoladooki się załamał. Ich telefony zadzwoniły. Kolejna wiadomość.
"No coź, nie macie swojej dziewczynki. Oj, już wiem dlaczego! No tak, przecież ja ją mam! Głuptasek ze mnie, że zapominam ciągle wszystkiego. Tak to już niestety jest. No, Perrie mi się już znudziła. Za niedługo ją dostaniecie. Aha, i podobał mi się wasz pomysł z upozorowaniem śmierci przez powieszenie. Może to wykorzystam? Zobaczycie w swoim czasie.
~Śmierć jest blisko, czeka na was.., XYZ"
- O nie...- Wszyscy byli wpatrzeni w ekrany swoich telefonów.

~*~

Idzie nam już coraz lepiej! Już szósty rozdział :D Mam do was prośbę, czytacie = komentujecie. Piszcie swoje opinie, bo chcę wiedzieć, w jakie zakątki pisania mam się zapuszczać a które unikać. Macie swoje własne propozycje? Piszcie, a może z nich skorzystam.
Wika <333

wtorek, 19 lutego 2013

Five

"No cóż. Nie znaleźliście Perrie, bo jej tam nie ma. Ja ją mam. I mam ochotę się trochę z nią zabawić, niech trochę pocierpi. Ale jak będziecie się dobrze sprawować, to ją wam oddam. Już niedługo... Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte. Przyda wam to się. I uważajcie pod nogi, aby się nie wywrócić. Uważajcie na słowa, aby nikogo nie urazić. Uważajcie na siebie...
~YXZ."
Postanowione, trzeba powiedzieć o tym reszcie.

- Szybko, jedziemy. Lou, za kółko. Niall, łap za telefon i dzwoń do wszystkich. Musimy jak najszybciej się spotkać. Wszystko omówimy. Musimy im to powiedzieć. Łącznie o tym, że Amber mnie odwiedziła.- Na twarzy Zayna pojawił się cień przerażenia.
- Dobra, ale musimy się pospieszyć.
- Już piszę do nich.
Blondyn napisał wszystkim smsa z treścią:
"O 12 w parku, przy naszym drzewie. Mamy sprawę do omówienia. WAŻNĄ sprawę. Obecność obowiązkowa. Dotyczy właśnie TEGO."
I każdy powinien skapnąć się, o co chodzi.
Dojechali do parku, zaparkowali i alejkami udali się w wyznaczone miejsce. Byli już wszyscy.Wszyscy oprócz Perrie.
- A więc słuchajcie...- Zaczął Louis.
- Chwila, a nie zaczekamy na Pezz?-Przerwał Harry.
- No właśnie. Perrie została porwana.- Powiedział szybko Zayn, po czym się odwrócił plecami do reszty, a z jego oczu popłynęły łzy. Łzy bólu, bezsilności, bezradności. Wiedział, że każda sekunda może być ostatnią dla Blondynki, którą kochał... O ile ta sekunda już nie nastąpiła.
- Porwana?!- Ta wiadomość zadziwiła każdego. Nie spodziewali się takiego przebiegu sprawy. Jedynie Danielle zdołała z siebie coś wykrztusić.
Malik westchnął głęboko.
- Zacznijmy od początku. Dzisiaj w nocy... I wiem, że to może się wydawać dziwne, ale dzisiaj w nocy odwiedziła mnie Amber. Dotknęła mojego policzka, nawet rozbiła butelkę o podłogę! Rano te rozbite szkło było porozrzucane wszędzie, dokładnie jak w nocy! Dodatkowo znalazłem kartkę z napisem 'Strzeż się." Postanowiłem pojechać z Niallem, bo to on się ostatnio największą odwagą wykazał, a Lou nas zawiózł, bo my nie mamy auta własnego. Pojechaliśmy, odkopaliśmy ziemię, ale nie znaleźliśmy ciała Amber! No i zadzwoniła do mnie Perrie, krzyczała o pomoc, już chciała powiedzieć, gdzie jest, ale nie zdążyła. Do słuchawki telefonu mówił już ktoś inny. Powiedział, że nie zdąży się ona o niczym dowiedzieć. Potem rozłączył się. Niall zadzwonił do swojego znajomego, Sama, który namierzył telefon Pezz, pojechaliśmy tam, ale tak jedynie na ziemi leżała jej komórka. Po chwili dostałem smsa. Poczekajcie przeczytam go wam.- Wyciągnął telefon i odczytał wiadomość.
-Dobra, to co teraz robimy?!-Zapytał już na końcu zniecierpliwiony Liam.
-Musimy coś zrobić. Nie możemy jej tak zostawić!-Wtrąciła Eleanor.
-Ale co my możemy zrobić? Jesteśmy nikim. Niczym. Nie możemy się równać do naszego prześladowcy. Jest zawsze o krok od nas do przodu.-Powiedziała Danielle.
-Nie możemy tak jej zostawić!
-A mamy jakieś inne wyjście?!
-On ją zabije!
-Zabije ją również, jeśli zaczniemy się wtrącać! Musimy się poddać i czekać na rozkazy.
-Czym ja jestem?! Marionetką?! Na rozkazy mam czekać?! Po moim trupie! Róbcie, co chcecie, ale ja idę jej poszukać!- Krzyknęła Ella i zaczęła iść w kierunku jezdni. Za nią pobiegła Vici. W ostatniej chwili ją zatrzymała, gdy ta miała już wejść na pasy. Co prawda było zielone światło, ale nagle niespodziewanie zza zakrętu szybko wyjechał samochód. Szybki, czarny, z przyciemnianymi szybami. Na pewno drogi. Gdyby El weszła na ulicę, nie przeżyłaby wypadku. Na szczęście została powstrzymana. Odwróciła się twarzą do swej wybawicielki, przytuliła i podziękowała. Nagle z samochodu, który przejeżdżał, szyba się osunęła, a na jej miejscu pojawiła się ręka... Z bronią. Victoria otwarła oczy i to zauważyła. Próbowała odsunąć Ellę, ale nic na to nie podziałało. Kula przebiła górną część pleców dziewczyny, zatrzymując się w sercu, a ona sama upadła, mocno uderzając głową o chodnik, przez co rozcięła sobie głowę. Krew zaczęła wypływać pod jej martwego już ciała. Rozlewała się coraz bardziej, i bardziej, i bardziej. Do Vici podbiegła reszta. Rozejrzeli się, ale o dziwo nikogo nie było w pobliżu. Na ich telefony została przysłana wiadomość;
"I co teraz zrobicie z ciałem?
~XYZ"
"Jak?! Jak tak się da?! On tak szybko jechał! Nie możliwe, aby trafił!"- Kłóciła się ze swoimi myślami Vici.
W pobliżu nie ma nikogo. Żadnych ludzi, żądnych aut. Nikogo, niczego. Pustka.
- Nie możemy ją tutaj zostawić. Jeśli policja się dowie, to wezwą służby specjalne, a one zaczną prowadzić śledztwo, i dojdą do wypadku sprzed roku! Nie możemy na to pozwolić.- Eleanor nakręcała się coraz bardziej.
- Dobra, już spokój Elka. Spokojnie.- Louis położył swoje ręce na jej ramionach.
- Co myśmy zrobili...
- Trzeba coś zrobić z ciałem...- Zaproponował Niall.
- Ale co?- Spytał ciekawy Loczek.
- Chyba już wiem...
- No to mów!
- No to zrobimy tak...

~*~
No to piąty rozdział mamy już za sobą. Jak wam się podoba? Aha, dodałam nowe strony. Są tam:
"Pytania" - macie pytania dotyczące opowiadania, to piszcie, a ja odpowiem.
"Informowani" - jeśli mam was informować o nowych rozdziałach, to się wpiszcie.
"Bohaterowie" - ktoś mnie o to prosił, a więc dodałam.
Chcielibyście, abym jeszcze coś dodała? Piszcie!
I prosiłabym, aby mi nie spamować pod postami swoimi blogami tylko w zakładce do tego przeznaczonej.
I dzięki za tyle wejść <333 Jestem tutaj zaledwie od dokładnie tygodnia, a już mam tyle wejść, bo ponad 1700 <333
Wiele osób pisze, że moje opowiadanie jest podobne do serialu  Pretty Little Liars, choć ja nawet nie wiem, co to jest. Wychodzi na to, że chyba zacznę go w końcu oglądać i zobaczę, jak bardzo jest podobny do mego bloga :D Nie oglądam tego serialu, ale za to oglądam dużo seriali kryminalnych, stąd te niektóre pomysły.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Four

-Perrie została porwana!-Wykrzyczał Zayn.

- ŻE CO?!- Wszyscy byli w szoku.- Jesteś pewien?!
- Tak, niestety tak. I to przez XYZ.- Malik przełknął ślinę.
- Skąd wiesz?
- Zadzwoniła przed chwilą. Krzyczała pomocy, chciała powiedzieć, gdzie jest, ale nie zdążyła. Ktoś jej zabrał telefon. Przedstawił się, jako XYZ. Powiedział, że to już koniec...- Z oczu popłynęły mu łzy.
- Musimy zawiadomić policję!- Powiedział Lou.
- Nie możemy!
- Musimy!
- A co, jak nas zamkną?!- Kontynuowali. Blondyn stał nieruchomo, zamyślony.
- Dadzą nam zarzut NIEUMYŚLNEGO zabójstwa Amber Colins.
- TO JA JĄ ZABIŁEM!
- Zadzwońmy do Sama, tego chłopaka z mojej klasy. Wie większość o komputerach. On pomoże nam namierzyć telefon Pezz.- Wtrącił Niall. Spojrzeli na niego.- No co? Skoro Zayn, nie chcesz policji, to powinieneś na to przystać.
- Dobra.- Odburknął Malik.
- A może byś był milszy, on Ci próbuje pomóc!
- Stul pysk, Tomlinsonie!-Krzyknął Zayn popatrzył na Louisa wzrokiem, jakby chciał go zabić. Jego odpowiedź wszystkich zadziwiła. Ale chłopaka poniosły nerwy, z jednej strony chciał znaleźć XYZ. Właściwie to chciał go zabić. Wraz z całą społecznością, aby tylko odzyskać dziewczynę,w której się kochał. Ale z drugiej mógł stracić Perrie. Nie była jego dziewczyną, ale bardzo chciał, aby była. Zakochał się w niej już w pierwszej klasie, ale cały czas to ukrywał. Ukrywał przed nią. Chłopaki o tym wiedzieli. Wiedzieli, co czuł i jak cierpiał, gdy umawiała się z innymi, mówiła o innych przy nim czy całowała na jego oczach. Bardzo cierpiał. Ale nie chciał zniszczyć ich przyjaźni, dlatego zawsze siedział cicho jak mysz pod miotłą. W końcu, gdy któryś ją zranił, ona zawsze do niego przychodziła, a on ja pocieszał. Czuł się wtedy taki rozdarty. Z jednej strony cieszył się, że może ją przytulić, pocieszyć, że znowu jest sama, z drugiej był smutny, bo ona była smutna, a z trzeciej chciał zabić tego, co ją zranił. Ale nigdy tak się nie zachował. Nigdy, aż do teraz. Kompletnie inny. Powtórzę, ale kto by się mu dziwił? Bał się, że za chwilę straci najważniejszą osobę w swoim życiu. To byłby dla niego koniec. Nie miałby po co żyć. Nie umiałby żyć. Żyć z myślą, że ukochana osoba odeszła,a on nic z tym nie potrafił zrobić, nie potrafił temu zapobiec. Zawsze obiecywał sobie, że będzie się trzymał, że będzie mocny i w końcu powie jej co czuje. Ale nie dał rady. Nie chciałby później żyć z myślą, że się im nie udało i przestałby się z nią widywać, kontaktować. Wolał pozostać w cieniu.
- Sorry Lou, wiesz, jak ja to przeżywam...- Mulat spuścił wzrok. Louis jedynie do niego podszedł i przytulił.
- Rozumiem...- Wyszeptał mu do ucha. Stanął naprzeciwko niego i zaczął:
- Wiemy, ile Perrie dla Ciebie znaczy. Ale uwierz nam, dla nas też nie jest nikim. Jest naszą przyjaciółką i też chcemy ją znaleźć. Musimy ją znaleźć.
- Jasne...
- Ej, Niall, masz numer tego... Jak mu tam...- Tommo nie mógł przypomnieć sobie jego imienia.
- Sam.- Podpowiedział Blondyn.
- Właśnie, Sama! No to masz numer tego Sama?
- Mam numery większości ludzi z naszej budy.
- Skąd...?
- Mam swoje kontakty. Nieważne. Teraz dzwonimy do Sama.
- Nom.-Powiedział Zayn.
- No dzwoń!-Pospieszał go Louis.
- Już dzwonię, dzwonię!-Podniósł ręce w oznakę poddania się. Wyciągnął komórkę i wybrał numer, po czym nacisnął zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał...
- Witam, tu Lola, sekretarka Sama. Oczywiście w telefonie *śmiech*. Sam nie może teraz odebrać. Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału. Jeśli Cię lubi, odsłucha, oddzwoni lub napisze, no chyba że nie będzie mu się chciało. Pa. Piiiiiiiiiiii...
- Durna, dziwna sekretarka!- Wrzasnął Horan.
- Zadzwoń jeszcze raz!- Zaproponował Zi.
- No właśnie!-Powiedział Loueh.
- Nie mów właśnie, bo Cię kura jajem trzaśnie.
- Co?
- Ona zawsze tak mówiła...- Zayn ponownie się rozkleił. Łzy, słone łzy bólu tworzyły sobie nowe ścieżki po jego już suchych, ale niedługo policzkach.
- Zayn, nie bądź baba! Weź się w garść!
- Jasne, jasne...- Otarł krople rękawem.- No, Homarze, wykręć jeszcze raz numer.- Niall zrobił to. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał...
- Halo?- Ktoś się odezwał.- Z tej strony Sam Packet, w czym mogę pomóc?
"Ale oficjalnie."- Pomyślał Niall.
- Sam? Tu Niall... Tak Niall Horan... Tak, ten z Twojej klasy... Mam do Ciebie prośbę. Możesz namierzyć mi komórkę Perrie?... Tak, tej blondynki wysokiej... Tak, tej... No, to możesz? Jasne, to Ci smsem wyślę. Jasne... Yhym... Spoko... Tak, mamy... Dzięki, pa.
- I co?
- Pomoże nam?- Zapytał entuzjastycznie Zayn.
- Tak, pomoże. Mam przesłać mu jej numer. Dobra, Zayn, dyktuj.
- 505-195-1659. Masz?
- Mam, wysyłam.- Nacisnął przycisk- Klik. Wysłane. Teraz tylko czekamy na odpowiedź.- Po przeszło pięciu minutom czekania, które ciągnęło się w nieskończoność, telefon Blondyna zawibrował. Wiadomość od Sama.
"2901 Godfrey Street"
Niall odpisał "dzięki" i pojechali w wyznaczone miejsce. Po około 20 min dotarli na miejsce. Była to stara, opuszczona fabryka. Obskurna, cuchnąca. Normalnie idealne miejsce, aby kogoś tutaj przetrzymywano.
Niepewnie weszli do środka. Obrzydliwie tu było. Przechodzili dalej.
- E, Żarłok, a może zadzwonisz do niej na telefon?- Zaproponował Boo Bear.
- Dlaczego ja?
- Yyyyy...
- No dobra.- Wyciągnął ponownie telefon i zadzwonił. Usłyszeli dźwięk dzwonka. Zaczęli iść w jego kierunku. Piosenka była coraz głośniejsza... I głośniejsza... I głośniejsza... I...! Ujrzeli jej komórkę. Jej komórkę i... I tylko to. Nic więcej. Ani Perrie, ani XYZ, ani nikogo innego. Tylko jej telefon.  Podnieśli go. Na ich telefony przyszła nowa wiadomość. Odczytali ją:
"No cóż. Nie znaleźliście Perrie, bo jej tam nie ma. Ja ją mam. I mam ochotę się trochę z nią zabawić, niech trochę pocierpi. Ale jak będziecie się dobrze sprawować, to ją wam oddam. Już niedługo... Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte. Przyda wam to się. I uważajcie pod nogi, aby się nie wywrócić. Uważajcie na słowa, aby nikogo nie urazić. Uważajcie na siebie...
~YXZ."
Postanowione, trzeba powiedzieć o tym reszcie.

~*~

No i już mamy czwarty rozdziałek. Jak się podoba? Od razu uprzedzam, numer telefonu może istnieć na prawdę, a więc lepiej nie dzwońcie pod niego :D A co do adresu - nie wiem, czy taki istnieje :D Macie jakieś zażalenia co do rozdziału, czy bloga? Piszcie, nie obrażę się :D Na moim blogu są strony, a więc śmiało na nie wchodźcie i piszcie, jeśli macie np. jakieś pytania, a ja na nie jak najszybciej odpowiem. Chcielibyście, abym coś na bloga dodała, a np. coś odjęła? To mi napiszcie, a ja się nad tym zastanowię :D Dzięki za komki pod ostatnim postem, jesteście kochane <333 Do zo przy następnym rozdzialiku, pa ;**
Wika

niedziela, 17 lutego 2013

Three

"A więc to nie koniec..."-Pomyślał Zayn. Zaczął ścielić łóżko. Jednak natrafił na kartkę zapisaną czymś czerwonym. Napis brzmiał "STRZEŻ SIĘ!".

Naprawdę się przeraził. Ale z resztą, kto mu się dziwi? W nocy odwiedza go dziewczyna, którą sam zabił... Łopatą... Przed chwilą odczytał, że to nie były ostatnie odwiedziny, tylko następne nie będą już tak przyjemne. No, a teraz dostał karteczkę ze słowami "strzeż się". Cały czas nie może przestać  myśleć o wczorajszym smsie, gdzie było napisane, że nieznajomy za niedługo zbierze swe pierwsze krwawe żniwa... Nie mógł się dłużej zastanawiać. Chwycił telefon w dłonie i wykręcił numer do Nialla. Ostatnio to on wykazał się największą odwagą.
- Niall?
- Zayn?- Bardziej stwierdził, niż zapytał zaspany Horan.- O co chodzi? Jest dopiero ósma rano i jest weekend. Człowiekowi wyspać się nie da...
- Słuchaj, Horan, dzisiaj...- Przerwał, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o Amber i o jej wycieczce do mnie, czy jednak nie.
- Dzisiaj...?- Zapytał już z większym entuzjazmem w głosie. Malik szybko podliczył "za" i "przeciw".
- Dzisiaj...- Wygrało "za".- Pamiętasz tego wczorajszego smsa, co dostałem?
- Nom, a co to ma do rzeczy?
- Dużo. I tam było napisane, że w nocy będę miał gościa...
- No i...?
- Niall, aleś Ty nie kumaty. Nie rozumiesz?!
- Czego?
- W nocy odwiedziła mnie Amber!
- Stary, przyśniło Ci się.
- Tak? A jak wytłumaczysz rozbitą butelkę, którą Amber wczoraj rzuciła w podłogę?! I kolejnego smsa o tym, jak podobało mi się spotkanie i że następnym razem będzie mniej przyjemne?! I kartkę z napisem "Strzeż się!"?!.
- ...-Nialla zatkało. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
- Musimy pojechać tam, gdzie ją zakopaliśmy. Pamiętasz drogę?
- A skąd miałby pamiętać?! Louis prowadził!
- Dobra, pojedziemy z nim. Dzwonię do niego i za pół godziny w parku. Nie zapomnij zabrać łopaty.
- Jasne.- I się rozłączyli. Od razu Niall zaczął się szykować, a Zi zadzwonił do Louisiego. Opowiedział mu wszystko w wielkim skrócie. Zgodził się ich zawieść. O umówionej porze wyjechali. Zajechali na miejsce, wyciągnęli łopaty i zaczęli się rozglądać za miejscem, gdzie byłoby widać miejsce, w którym kopano. Pamiętali, że ją zakopali koło drzewa. Takiego wysokiego. Chodzili, chodzili, ale nic. Przecież to las, tu jest mnóstwo wysokich drzew! Tam, gdzie kopali nie było śladu. Na telefon Zayna przyszła nowa wiadomość.
"Jeszcze około 50 dużych kroków prosto, a dalej około 20 w lewo. Tam, pod wysokim drzewem zaczniecie kopać.
~Ktoś."
- Ktoś?- Zdziwił się Zayn.
- Nie ważne, chodźmy.- Odpowiedział Blondyn i pociągnął ich za rękawy. Ruszyli według wskazówek. Gdy doszli już na miejsce, chwycili porządniej łopaty i zaczęli kopać. Pierwsze pięć minut - nic. Kolejne pięć minut nic. Już tracili nadzieję. Nagle w coś uderzyli. Zaczęli jeszcze energiczniej kopać. Ujrzeli... Szkatułkę. Tak, dobrze przeczytaliście, szkatułkę. Małą, różową, całą w grudkach ziemi. Otworzyli ją. Tam była karteczka:
"Nie ma ciała? Zawiedzeni? Nie martwię się, jeszcze je spotkacie... Ale nie jestem pewny, czy dla was to dobrze.
~Już niedługo... XYZ."
No i ponownie telefony wszystkich trzech kolegów zawibrowały. Nowa wiadomość:
"No, nareszcie! Ile można czekać? W końcu dotarliście na miejsce. Kolejny cel? Już za niedługo się dowiecie... Niecierpliwi? Mam nadzieję, lubię takich...
~XYZ."
- Musimy jak najszybciej o tym powiedzieć reszcie.- Stwierdził Zayn. Chłopcy przytaknęli. Z jego planów wyrwała go melodia wydobywająca się z telefonu. A więc przyszedł kolejny sms. Z niepokojem popatrzył na wyświetlacz. Po chwili odetchnął z ulgą. To była Pezz.
- Zayn!- Krzyknęła rozpaczliwie do słuchawki.
- Perrie?!- Wiedział, że coś jest nie tak.
- Ratuj! Ratuj mnie! Ktoś mnie porwał!- Krzyczała dziewczyna cała we łzach- Jestem na Pi...- Przerwała.- Przykro mi, ale Perrie Edwards nie może teraz rozmawiać. Coś przekazać? Z resztą nieważne. Nie zdąży się dowiedzieć.- W słuchawce rozległ się donośny śmiech.
- Oddaj mi Perrie!
- Pi, pi, pi...
- Perrie! Perrie, nie!- Krzyczał do słuchawki Zayn. Z jego oczu popłynęły łzy. Odwrócił się przodem do chłopaków.
- Co się stało?
- Pezz... Pezz została porwana! I za niedługo może zginąć...

~*~
Rozdział trzeci gotowy. I jak wam się podoba? Aha, i co sądzicie o nowym nagłówku? Zostawić go, czy zmienić? Myślałam jeszcze o tych szablonach, aby je dodać na bloga:
1) http://i1262.photobucket.com/albums/ii606/i_ssy/lasnaglowek.png
2) http://s4.ifotos.pl/img/SZABLON21_xnxhqnx.png
Co sądzie? Który ma zostać? A może w ogóle nie chcecie? A może wy macie jakieś ciekawe propozycje? Jestem otwarta na nowe możliwości, piszcie śmiało! Nie ugryzę ;)
Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie jutro, chyba, że wena do mnie zawita, to wtedy jeszcze dzisiaj.
Pozdrawiam, Wika ;***

sobota, 16 lutego 2013

Two

Nagle wszystkie komórki w tym samym czasie się zaświeciły i wydały różne dźwięki. Wszyscy spojrzeli na swoje wyświetlacze. Dostali wiadomość. Od nikogo, numer zastrzeżony. Przeczytali treść wiadomości, a na ich twarzach pojawiło się przerażenie. Sms brzmiał następująco:
"Wiem, co zrobiliście minionego lata. Teraz za to zapłacicie. Walczcie o swoje życie. Każdy błąd może być waszym ostatnim...
Życzę miłej przyszłej śmierci, Wasza Zguba"

Perrie szybko zadzwoniła do reszty, aby się umówić. Wszystko omówić. Nie wiedziała też, czy tylko ona dostała tego esa.

Ella była przerażona. Przerażona, choć w zasadzie to mało powiedziane. Chwilę, może kilka minut po upiornej treści zadzwoniła jej komórka, przy czym w całym pokoju rozbrzmiał dzwonek jej telefonu. Popatrzyła na ekran - numer zastrzeżony. Tak samo jak ten z smsa. Nie myśląc odebrała.
- Halo?
- Witam.- Ktoś się odezwał.- Dostałaś już mojego smsa?
- To od Ciebie?
- A jak myślisz?
- Kim jesteś?- Zapytała nieśmiało Ella.
- Przecież podpisałem się, Waszą zgubą.
- ...- El się nie odezwała.
- A więc, dostałaś?
- Co chcesz nam zrobić? Co my Ci zrobiliśmy?
- Jeszcze tego nie wiecie? W takim razie za niedługo już się dowiecie... Już bardzo niedługo...
- A...
- Pi, pi, pi...-Ten ktoś się rozłączył.
Po chwili komórka znowu zaczęła wibrować. Spojrzała ponownie na wyświetlacz - tym razem jej przyjaciółka. Odetchnęła i odebrała.
- Musimy się spotkać. Za 20 minut w parku przy Rowlingston Street. To ważne.- Powiedziała szybko i się rozłączyła.
Ella zaczęła się szykować. Ubrała jasne jeansy, czerwony top i brązowe botki. Zamknęła dom i wyszła. Po przeszło pięciu minutach była już na miejscu.
- A więc i wy dostaliście te esemesy?
- Tak.- Odpowiedzieli wszyscy. Dan oczy miała skupione na telefonach, które wszyscy położyli na stole.
- To jest przerażające.- Zaczął Harry.
- Według mnie ktoś po prostu robi sobie z nas żarty.- Powiedział Zayn. Nagle jego komórka zawibrowała. Wszyscy nie pewnie popatrzyli po sobie. Malik chwycił telefon i z przerażeniem na twarzy przeczytał wiadomość;
"Tak uważasz Zayn? Że to tylko durny żart? No to się jeszcze przekonasz. Za niedługo zbiorę już swoje pierwsze krwawe żniwa. Ciekawe, czy nadal będziesz uważał to za żart? No, ale cieszcie się jak na razie sobą, bo za niedługo z kimś się pożegnacie. W końcu to nie śmierć rozdziela ludzi. To ja!
~XYZ
Ps. W nocy będziesz miał gościa."
Odczytał to na głos. Nikt się nie odezwał po tym. Zapadła głucha cisza.
- XYZ?- W końcu milczenie przerwała Eleanor.- Co to oznacza?
- Tak koduje się testy.- Wymamrotała pod nosem Danielle.
- Skąd wiesz?- Dan popatrzyła na Eleanor tępym wzrokiem.
- W końcu się uczę.
- No w zasadzie...
- Idiotki, nie pomyślałyście, że to po prostu anonimowy podpis, nazwa?- Powiedziała wyraźnie poirytowana Vici.
- No i jakiego gościa?
- Nie wiadomo...
- Ale wracając do tego, nadal uważasz Zayn, że to żart?
- Nie...- Popatrzył się przeraźliwie na nią Mulat. W jego oczach było widać strach, smutek oraz przerażenie. Z resztą tak, jak u wszystkich.

- Dobra, ja już lecę.- Powiedział Harry.- Pa.
Harry szedł powolnie ulicami Londynu. Mijał domy, sklepy, ludzi... Śpieszył się. Na spotkanie. Ale to nie było zwykłe spotkanie...

Zayn budził się w środku nocy. Słyszał jakieś trzaski. Zaniepokoił się. Podniósł oczy. To, co zobaczył... Przeraził się. Na skraju jego łóżka siedziała dziewczyna. Ale to nie była zwykła dziewczyna. Wiedział, kto to jest. To Amber. Te same ciuchy; fioletowa bluzka, która wystawała z pod czarnej kurtki oraz potargane jeansy, na nogach conversy zielonego odcienia. Ta sama blada, wręcz biała cera, która bardzo wyróżniała się w ciemnym pomieszczeniu, i kruczoczarne, długie, falowane włosy. Dziewczyna przekręciła głowę. Na jej lewej stronie czoła była wielka rana, spowodowana uderzeniem łopaty. Amber przekręciła głowę bardziej w bok, nadal lustrując chłopaka swoimi czarnymi tęczówkami. Zayn przeraził się. Wstała i przysiadła bliżej. Zaczęła delikatnie jeździć po twarzy Malika. Gdy chciał coś powiedzieć, zatkała mu palcem usta. Delikatnie się uśmiechnęła, po czym wstała i podeszła do okna. Na parapecie, nad którym znajdowało się kwadratowe okienko, stała szklana butelka. Wzięła ją i jak najmocniej cisnęła o podłogę. Rozbiła się na tysiące kawałeczków. Przeszła parę kroków w bok, i stała tak, wpatrując się w dal. Gdy Zayn zapytał, czy jest prawdziwa, zniknęła.
Mulat obudził się rano. Był pewien, że to był jedynie sen. Ale nie. Szklana roztrzaskana butelka mówiła sama za siebie. Popatrzył na telefon, w celu sprawdzenia godziny. Była 8:02. Ale miał też wiadomość tekstową tej treści:
"I jak Ci się podobały odwiedziny? Teraz może i były przyjemne. Ale następnym razem nie będą. Pamiętaj...
~XYZ."
"A więc to nie koniec..."- Pomyślał Zayn. Zaczął ścielić łóżko. Jednak natrafił na kartkę zapisaną czymś czerwonym. Napis brzmiał "STRZEŻ SIĘ!".

~*~

No, a więc jest i rozdział drugi :) Chciałabym wam szczerze podziękować za miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem. Bardzo mnie to wspomogło :D No, a więc co mogę dalej pisać? Szczerze, to nie wiem, więc skończę tak, jak zazwyczaj kończę; Miłego czytanie. Do zobaczenia przy następnym rozdziale :D Mam nadzieję, że ten też wam się spodoba, tak jak poprzedni.
~XYZ :D

czwartek, 14 lutego 2013

One

Dziesięć przyjaciół. Wakacje, a więc lato. Niall, Zayn, Harry, Louis, Liam, Eleonor, Danielle, Perrie, Victoria i Ella. Jadą już do domu. Wesoły czas bez szkoły, lekcji i zadań domowych już się kończy. Ale między nimi wszystko jest w porządku. W aucie, a raczej mini-busie, panuje miła atmosfera. Niestety coś ją niszczy. A mianowicie nagle nad miejscowością Brighton rozpętała się okropna burza. Jest to normalne, bo w końcu nadal trwa lato, a w lecie bywają burze. Deszcz cały czas moczy szyby, przez co utrudnia Louisowi prowadzenie auta. Niebo co chwila dzieli się przez jasne błyskawice. Wszyscy chcą jak najszybciej znaleźć się w domu. Udaje im się już dojechać na obrzeża Londynu. Nigdy tutaj nie byli. Widocznie przez spadające z nieba krople, młody kierowca źle zjechał. Teraz jadą coraz to innymi uliczkami. Z własnej woli nigdy by się tu nie znaleźli, ale los ich tutaj zesłał. Młody pan Tomlinson próbował za wszelką cenę znaleźć jakieś wolne miejsce, aby zaparkować, a następnie poszukać noclegu, bo przy takiej pogodzie jeździć się nie da. Po jezdni oprócz nich nikt nie jeździł. Aut nie zobaczy się nigdzie. Chodniki wiały pustką. W Londynie, to znaczy w centrum Londynu nawet przy takiej pogodzie ludzie śpieszą się w swoje kierunki. Tu domy stoją, stare, wręcz ruiny można powiedzieć, ale stoją. Nie widać oznak cywilizacji.
Nagle autem szarpnęło. Wszyscy wstrzymali oddech. Louis wyszedł z auta, wraz z nim Harry, który również siedział z przodu. Na ten widok, który Lou zobaczył, wytrzeszczył oczy, a prawą ręką zakrył sobie usta, aby nie krzyknąć. Hazza jedynie zamknął oczy, szczypał się lewą ręką w ramię, a pod nosem tylko ciągle powtarzał: "To tylko sen. To tylko sen. To tylko sen..." Ciekawi towarzysze wyszli z pojazdu. Znieruchomieli. Pod autem leżała dziewczyna. Po bliższym przyjrzeniu się, można było stwierdzić, iż miała kruczoczarne włosy, bladą cerę oraz założone fioletową bluzkę, która wystawała z pod czarnej kurtki oraz potargane jeansy. Na nogach widniały jej zielone conversy, co akurat nie były zbyt odpowiednie na tą pogodę.
- Co robimy?- Spytał nerwowo Zayn, znowu, jak to miał w zwyczaju, przygryzając dolną wargę. Nikt mu nie odpowiedział. Zapadła głucha, krępująca cisza. Nikt się nie odzywał. Nikt nie miał zamiaru się odezwać, oczywiście z wyjątkiem Harry'ego, który wciąż powtarzał pod nosem "To tylko sen..." Victoria pochyliła się nad ofiarą.
- Ja ją znam...- Odezwała się.
- Że co?-Wszystkie pary oczu skierowały się na nią.
- To Amber, dziewczyna z lekcji biologii. Zawsze była sama, a gdy ktoś jej chciał pomóc, odganiała go.
- Nadal nie kojarzę...- Powiedział, próbując wysilić mózg i sobie ją przypomnieć, Liam.
- Co z nią robimy?- Spytał powtórnie Zayn.
- Może ją wywieziemy do lasu i zakopiemy?- Zaproponował Louis.
- Louis! To nie są żarty, tylko poważna sprawa!- Eleonor popatrzyła morderczym wzrokiem na niego, po czym uderzyła go w ramię.
- Ale ja nie żartuję! Jesteśmy jeszcze młodzi! A co, jeśli nas zamkną?! Ja mam marzenia i chce je spełnić. Nie wiem, jak wy, ale to dla mnie jedyne wyjście...
- On ma rację.- Do rozmowy wplótł się Niall. Nikt nie spodziewał się tego po nim. Zazwyczaj był cichy i wrażliwy.
- Jesteście tego pewni?- Zapytała Vici niespokojna.
- Nie mamy innego wyjścia.- Powiedział ostro Louis. Przez jego ton, sprzeciwu nikt się nie podjął. Tylko ciarki przeszły po plecach.
Mulat i Lou chwycili swoimi mocnymi rękami martwe ciało dziewczyny i przenieśli do auta, którym pojechali w wyznaczone miejsce. Wynieśli ją z pojazdu i zanieśli pod drzewo. Harry doszedł, podając im łopaty. Rozglądnęli się, czy nikogo nie ma. Pustka. Zaczęli kopać...
Gdy wykopali w końcu o odpowiedniej głębokości dół, wrzucili jej ciało do niego. Obrzydliwy obraz, jej ciało było porzucone w dole, tak, jakby nie była nic warta. Jakby była zwykłym śmieciem. Ale co mieli zrobić? A po za tym, człowiek, gdy widzi pod swoimi kołami samochodu, dziewczynę, przestaje myśleć racjonalnie.
Chłopcy zaczęli powoli zakopywać ciało. Nagle stało się to, czego nikt się nie spodziewał! Dziewczyna otwarła oczy!
Liam, wszystkiemu się przypatrujący odskoczył. Lou upuścił łopatę. Zayn uderzył swoją łopatą w głowę dziewczyny...
- Coś Ty zrobił?!
- Spanikowałem!
- Ale ona jeszcze żyła! Jak mogliśmy ją chcieć zakopać, nawet pulsu nie sprawdzając...
- Nie sprawdziliście?!- Zapytała wściekła Ella.
- No...- Wymamrotał Louis,
- Ale jak?!
- No, po prostu!
- To teraz sprawdźcie!
- Ale jak?!
- Wejdź tam i dotknij jej szyi!
- W życiu tam nie wejdę!
- Ja to zrobię.- Powiedział szybko Niall i wyskoczył z czterokołowego środka transportu, po czym wskoczył do dziury. Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy. "Co mu odbiło?!" Pomyśleli. Zazwyczaj cichy, nieśmiały, bojaźliwy blondynek z Irlandii nagle stał się odważnym bohaterem. Sprawdził puls.
- Już nie żyje. Dostała za mocno- Podkreślił dokładnie to słowo- Od Zayna. Z resztą zobaczcie.- Wskazał na jej głowę.-Cały czas leje się krew. I to w sporych ilościach. Jeśli nie marła od uderzenia łopatą, to od tego, że straciła za dużo krwi, czyli po prostu się wykrwawiła.
- Od kiedy Ty taki mądry?- Zakpiła Danielle. Nienawidzili się wzajemnie. Gdyby tylko to było możliwe, pozabijali by się nawzajem i tańczyli na grobie drugiego.
- PRZESTAŃCIE!- Krzyknęła Victoria. Wszystkie 9 par oczu skierowało się na nią.- MAM DOSYĆ! CAŁY CZAS SKACZECIE SOBIE DO GARDEŁ! OPANUJECIE SIĘ W KOŃCU?! NAWET W TAK POWAŻNEJ SYTUACJI JĘZYKA W GĘBIE NIE POTRAFICIE ZAMKNĄĆ!- Wszyscy zamilkli. Zapadła krępująca cisza. Cisza, która już dawno nie gościła w ich towarzystwie.
- Języka zamknąć się nie da...- Wymamrotał po chwili, pod nosem Niall, tak, jakby chciał jej "dokopać", ale bał się jej reakcji. Była trochę zdenerwowana... Choć to i tak mało powiedziane.
- Dobra, zbieramy się.- Powiedział po wszystkim Loueh. Spojrzał ponownie na nowo zakopane ciało dziewczyny. Teraz już na prawdę nie żyła...
Wsiedli do samochodu i pojechali do domu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Louis kierował auto, nerwowo trzymając kierownicę. Harry patrzył się przez okno w dal. Tak samo jak Liam, tylko on do przodu. Victoria włożyła słuchawki na uszy i puściła smutną melodię, gdyż ta ją uspokajała. Danielle była obrażona na wszystkich, a więc jedynie bawiła się swoimi palcami. Eleanor wpatrywała się w czubki swoich butów, podobnie Niall. Zayn grzebał coś w telefonie. Perrie, zazwyczaj uśmiechnięta dziewczyna, teraz pogrążona w smutku ocierała płynące łzy. Ella patrzyła się na swoje wyciągnięte do przodu ręce, całe trzęsące się. Wszyscy byli przerażeni...

*Rok później*
Dziesięć przyjaciół: Niall, Zayn, Harry, Louis, Liam, Eleonor, Danielle, Perri, Victoria i Ella. Zdarzenie sprzed roku zbliżyło ich do siebie. Jest to ich tajemnica, boją się powiedzieć o tym komukolwiek. Dziś o tym już nie myślą. Cieszą się każdą chwilą swego życia, bo już wiedzą, jakie ono może być krótkie. A to wszystko przez jeden, durny wypadek. Jeden wypadek może zakończyć czyjeś życie. Co z rodzicami Amber? Wnieśli akt o zaginięcie córki, ale już stracili nadzieję. Dwa miesiące temu wyprowadzili się.
Dokładnie rok po śmierci dziewczyny, w dniu jej rocznicy, wszyscy o ten samej porze dostali smsa:
"Wiem, co zrobiliście minionego lata. Teraz za to zapłacicie. Walczcie o swoje życie. Każdy błąd może być waszym ostatnim...
Życzę miłej przyszłej śmierci, Wasza Zguba"
Wszyscy byli przerażeni, ale też traktowali to jak głupi żart. Nie wiedzieli co zrobić...
Nie wiedzieli, jaki błąd popełnili, zakopując tą dziewczynę i ile będzie to ich kosztować...

~*~
I jak po pierwszy rozdziale? Dreszczyki przeszły? :D